Na pytanie, czy Pilecki był surowym ojcem, jego syn odpowiada: „Był raczej taki, że jak coś powiedział, to człowiek czuł respekt. Ale był fajnym facetem. Trochę jakby podejrzewał, że nie będzie miał dla mnie i Zosi zbyt dużo czasu w życiu, bo intensywnie ładował nam do głów różne wartości - prawdomówność, religijność”.

Andrzej Pilecki zapewnia, że ojciec przygotowywał go do życia od praktycznej strony. „Razem jeździliśmy w pole, tłumaczył mi, jak odróżniać gatunki zboża, uczył zajmować się zwierzętami. Miałem może sześć lat, jak wysłał mnie bryczką po mamę do szkoły. Samego. Trzy kilometry przez pola, droga w miarę prosta, od nas z domu widać było kościół, nie można było się zgubić. Ale ojciec tłumaczył: "Nie wolno ci konia uderzyć batem, a jak kogoś kołem zaczepisz na drodze, to przeproś grzecznie". A ja oczywiście, jak tylko za górką się schowałem i myślałem, że już mnie nie widzi, od razu konia pogoniłem. Tylko że ojciec był cwany. Wszedł na drzewo, a przy domu rosły ogromne topole, i stamtąd mnie obserwował. Kiedy wróciłem, powiedział: "Nie słuchałeś mnie" – wspomina syn rotmistrza Pileckiego.

Andrzej Pilecki wyznaje, że dostał od ojca lanie tylko raz w życiu, ale pamięta to do dziś. Co przeskrobał? „Ojciec wymyślił sobie, że powinniśmy jeść owsiankę. Ja tej cholery nie lubiłem, owsiankę nauczyłem się jeść dopiero w kawalerskich czasach, jak byłem na swoim garnuszku. No i ojciec naładował mi owsianki do miseczki, dostałem łychę i musiałem jeść. Ale jak tylko na chwilę wyszedł, ja zobaczyłem mysią dziurę przy podłodze i całą owsiankę tam wepchnąłem. Niestety, zrobiłem to dość niedokładnie. Ojciec dość szybko wrócił i pyta zdziwiony: "A ty co, zjadłeś już?", na co ja odważnie: "Tak". On się wtedy rozejrzał, zobaczył resztki owsianki przy mysiej dziurze i mówi: "Kłamiesz i dostaniesz karę. Nie za to, że zmarnowałeś owsiankę, ale za to, że kłamiesz". Porządnie wtedy oberwałem” – wspomina syn Pileckiego i dodaje, że w wychowaniu ojciec był bardzo zdecydowany.

eMBe/Dziennik.pl