Na facebookowym profilu ,,Polski Himalaizm Zimowy 2016-2020 im. Artura Hajzera'' pojawił się bardzo ciekawy, poruszający i mocny wpis o akcji na Nanga Parbat. ,,Być dumny jak Polak, a wstydzić się jak Francuz. Dla nas nie ma znaczenia skąd jest Revol i Mackiewicz. Nieważne kto płaci. Chłopaki rzucili się bez zastanowienia w lód Nangi narażając życie... Polska wysłała śmigła...a Francja? Czy to ważne, że to my inicjujemy, płacimy i ratujmy? Dla nas nie. Ale czy sen Paryża jest tak mocny, że nie obudził go krzyk ich własnej rodaczki?'' - czytamy między innymi.

A oto cały wpis:

 

Jestem Polakiem!
 
Dzień za dniem. Zdobywamy górę. Góra, dół. Góra, dół.
 
Czas płynie, Góra się stawia, wiatrem otrząsa się z ludzkich insektów.
 
W wolnych chwilach śledzimy świat, głównie górski, gdzie podobni do nas zdeterminowani ludzie lodu walczą o laur... z własną słabością, pogodą i jej kaprysami.
 
I oczywistym jest nasze zainteresowanie Nangą.
 
Tomek i Eli. Ile można? Trochę pukamy się w głowy, siódma zimowa próba, kto, kto ma tyle determinacji aby tak walczyć. Próbować. Jakby porażki nie istniały, Tomek wracał z kalendarzową zimą jak bumerang pod tę Górę. Jak wędrowny ptak, któremu nie odpowiadały ciepłe, afrykańskie zimowiska, opuszczał Polskę i frunął pod Nangę. Okopywał się i próbował.
Walczył.
 
Siódmy raz!
 
Wyruszyli z Eli do szczytu 15 stycznia. A my robiliśmy swoje na K2.
 
Gdy dotarła do nas zła pogoda i zwiała nas z żebra góry zakotwiczyliśmy w bazie. Dostęp do internetu i areszt domowy spowodował zwiększone zainteresowanie tym co dzieje się na Nandze.
 
Od 15 stycznia, od 10 dni Elizabeth Revol i Tomek Mackiewicz są w ataku szczytowym, nie odpuścili. Ruszyli drogą Messnera, daleko z lewej strony od bazy. Z dnia na dzień zbliżali się do kopuły szczytowej. Gdy przyszło załamanie pogody sprawa się skomplikowała. 26 stycznia dostaliśmy info. Alpiniści utknęli gdzieś na 7400, jest źle. Revol informowała o złym stanie Tomka.
Gdy wstaliśmy i usiedliśmy do śniadania padła propozycja: trzeba Im pomóc, Panowie! Zgłaszają się wszyscy. Rusza machina, w kraju Robert Szymczak i Janusz Majer. Tu, w Pakistanie My. Zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy ich jedyną szansą. Jesteśmy przygotowani, mamy sprzęt, jesteśmy zaaklimatyzowani. I chcemy, chcemy i możemy im pomóc! Rzucamy się do magazynu, szykujemy sprzęt, Krzysztof zawisł na telefonie. To takie proste. Trzeba wezwać heli, zapakować ratowników i po 3 godzinach wbijamy się w ścianę Nangi.
 
Rusza urzędnicza machina. Wyścig o życie. My, na spóźnionym starcie zostaliśmy wyprzedzeni przez pieniądze. To one, szeleszczące papierki blokują start helikopterów, są gorsze od wiatru, niepogody i wojen, po kablach biegną słowne, ostre impulsy. Polacy tak... a co Francuzi? Halo Francuzi, potrzebne pieniądze by zawarczały wirniki śmigieł, tam w górze polsko francuska para walczy o życie. My chcemy! Mamy tlen, ludzi, wiedzę. Znamy górę, pozwólcie nam pomóc.
Czekamy. Czas płynie. Przychodzi info, że Revol zaczyna schodzić. Co z Tomkiem? Czy żyje? Śmigło to startuje, to znów nie... chaos informacji, my nic nie wiemy.
 
Nadchodzi wieczór. Wiemy, że jutro, 27. stycznia o 8:30 ruszą ze Skardu dwa śmigłowce, 4 ratowników, czwórka naszych poleci na ratunek na Nangę. Denis, Adam. Jarek i Piotr. Polecą z tlenem, namiotami, sprzętem, ruszą w kombinezonach, w uprzężach i gdy tylko dotkną ściany zaczną się wspinać. Ruszyć ma dwójka a kolejna ma założyć obóz i szykować support...
Z emocjami kładziemy się spać. A tam Revol schodzi do c3 na drodze Kinshofera, spędza w kopule kolejną trudną noc, a wyżej jeszcze trudniejszą Tomek, Revol wysyła swoją pozycję. Żyje. Jest niezniszczalna. Nic o Tomku...
Noc mija szybko.
 
27. przywitał nas kiepską pogodą. Wieje, chmury. W Skardu na lotnisku jest Darek, w polskiej Ambasadzie Pan Wyszomirski, przy tel. w bazie Krzysztof, a w kraju sztab. Czwórka wybranych czeka w kombinezonach, wory ze sprzętem gotowe, helipad przygotowany. Krążymy jak sępy. Sprawdzam wiatr, 35 km. Dzwoni Darek, ma przylecieć do bazy tymi heli, które polecą pod Nangę. Tam w Skardu cisza. Dziesiątki połączeń. Sępie dreptanie przyspiesza.
 
Dzwoni Darek, piloci pytają jaka u nas pogoda? Włączamy wideo, pokazujemy, że tu w bc jest dobrze, pułap chmur 400 m ponad lodowcem... 10.00, 11.00. Płynie czas.
 
Dryń, dryń... Pan Wyszomirski. Będzie lot. Lecimy!
 
Ok 12. Śmigła ruszyły. Biegniemy na helipad, targamy wory. Z dołu, nad moreną narasta warkot silników. Lecimy po nich, lecimy! Wiem, wiem to. Uratujemy ich!
 
Śmigła wzmagają wiatr, straszne zimno, grabieją dłonie. Szczękają zęby. Patrzę na twarze tej czwórki. Ich radość, ich determinacja, upór. Tak, w tej jednej chwili poczułem dumę, że jestem Polakiem. Żadnych wątpliwości. Żadnego wahania. Wszyscy jesteśmy przekonani o słuszności decyzji.
 
Milknie szum maszyn. Polecieli.
 
Witamy Darka, który wrócił do bazy. Powoli zapada zmierzch.
 
Telefon dzwoni prawie cały czas: Polsat, TVN, TVP, Superstacja... wszyscy chcą wiedzieć co się dzieje. Internet wrze, niesamowitości i cuda wypisywane w newsach są imponujące.
 
Pojawia się info, że Eli i Tomek byli na szczycie. Ale co to ma za znaczenie? Nas to nie obchodzi.
 
Jest... dolecieli. Jak czujące zdobycz wilki Denis z Adamem rzucili się w ścianę. Zapada noc, wiatr, zimno, a Oni idą, pną się metr za metrem Kuluarem Kinshofera ku Eli i ku Tomkowi. Oni gdzieś tam są, Eli wie, wie że po nią idą. Schodzi do nich, schodzi! Ma problemy, odmrożenia, trudno jej posługiwać się sprzętem. Nie ma wieści od Tomka.
 
Druga dwójka ratowników rozbija obóz na 4800, w miejscu zwyczajowego c1.
 
Zapada noc. W bazie kładziemy się spać. Ale noc mija szybko.
 
Świt. Cudowny, wietrzny świt. Dostajemy wiadomość...
 
Ok 2:00 Wilki dopadły zdobycz. Mają Eli. W Orlim Gnieździe ratownicy dotarli do poszkodowanej! Schodzą. O 7:45 ruszają w dół, w dół ściany Kinshofera.
 
...
 
9:21 dzwoni Krótki... słabo słychać, wiatr szarpie namiotem: Jest dobrze (mówi), idziemy w górę... nic nie słychać... jak wysoko jesteście? Pyta Krzysztof. Heli? Widzicie heli? Koniec połączenia.
 
Czekamy...
 
Dryń, dryń... dzwoni.
 
Piotrek, zmień położenie anteny!
 
Napisz sms!
 
Dryń, dryń...
 
Dwa heli na 12.00 do C1. Idzie dobrze... cisza, przerwało połączenie.
 
Adam i Denis zjeżdżają z Eli ścianą... czekamy w napięciu, kiedy wejdą w trawers?
 
Budzi się europejski świat. Budzą się media, telefon ożywa. Znów głód wiadomości wstrząsa trzewiami społeczeństwa: co się dzieje? Gdzie są? Co z Tomkiem...
 
Znów sprawa śmigła, znów ambasada, lotnisko, naciski i spekulacje. Trzeba ich stamtąd zabrać, podjąć helikopterem i jak najszybciej przewieźć w dół.
 
Mamy opłacony tylko jeden lot. Lot to dolary... szept, coraz głośniej padają pytania: a gdzie są Francuzi? Dlaczego w ogóle rozmawiamy o pieniądzach?
 
Czy ktoś w Polsce, w bazie, w polskiej ambasadzie powiedział: a pieniądze? Nie! Dziś mam prawo powiedzieć:
 
Być dumny jak Polak, a wstydzić się jak Francuz. Dla nas nie ma znaczenia skąd jest Revol i Mackiewicz. Nieważne kto płaci. Chłopaki rzucili się bez zastanowienia w lód Nangi narażając życie... Polska wysłała śmigła...a Francja? Czy to ważne, że to my inicjujemy, płacimy i ratujmy? Dla nas nie. Ale czy sen Paryża jest tak mocny, że nie obudził go krzyk ich własnej rodaczki?
 
...
 
Media blokują linię, głód się wzmaga.
 
10:05, są na trawersie. Lodowe zbocze na drugą stronę kuluaru, a potem w dół... a stamtąd idą Piotr i Jarek. W czterech będzie łatwiej.
 
A co z Tomkiem?
 
Pogoda klęka. Wiatr wieje 90 km w kopule, zespół ratunkowy schodzi. A kolejny nie poleci. Pod K2 nie przyleci dziś żaden helikopter i nie zmienią już tego wszystkie zasoby euro znad Sekwany. I to nie hipotetyczne...
 
Czekamy. Wiem, że schodzą, z każdym metrem Eli dostaje więcej tlenu. Więcej punktów Abghara na życie.
 
10:30 dzwoni telefon. Francuzi wyciągają portfele, 17 tys dolarów, o 12:45 pod Nangą ma wylądować heli z dwoma! HAPsami (szerpami wysokogórskimi)... może to się zgra, może zejdą i heli podejmie Revol? Francja się budzi, choć nie ta urzędowa, tylko ta prywatna, z sercem trójkolorowym, i z brytyjskim wsparciem.
 
Czekamy, furkoczą na wietrze namioty. Prognoza zła, tu wiatr, i tam pod Nangą wiatr, i idzie śnieg, czyli widoczność może przeszkodzić helikopterom...
 
Czekamy.
 
11.12 dzwoni Piotr. Są w C1. Z Revol. Ja nic nie wiem, radość miesza mi myśli. Nic nie rozumiem. I nic nie szkodzi. To wspaniałe.
11:32, dzwoni Pan Zbyszek Wyszomirski, za 10 minut startują heli, zabiorą naszych. Co za facet. Panie Zbyszku, w setkach telefonów, Pana były najważniejsze. Dziękujemy!
 
Bo kto jedno życie ratuje, ten ratuje cały świat - powiedział Oscar Schindler.
 
Wracają.
 
Ale nie ma Tomka. "Czapkins" zasypia w objęciach Nangi. Nie do końca to rozumiem. Ale wiem, że nie da się powtórzyć tej akcji...
 
Znów czekanie. Heli leci i leci. Jakby czas zwolnił, wirniki śmigieł się nie spieszą, a my szalejemy z niecierpliwości. Chcę mieć pewność. Żeby już. Żeby byli bezpieczni.
 
14:27. Dzwoni telefon, Pan Wyszomirski... wszyscy na pokładach heli... są bezpieczni.
 
Jakże pięknym uczuciem jest ulga.
 
Chłopaki czekamy na Was. Czeka też K2.
 
K2, dla Polaków.
 
Raf
 
Oryginalny wpis, także w języku angielskim, dostępny na omawianym profilu
 
https://www.facebook.com/Polski-Himalaizm-Zimowy-2016-2020-im-Artura-Hajzera-161618080550304/