1. Zaraz po wyborze Donalda Trumpa na 45 prezydenta Stanów Zjednoczonych zaczęli się na ten temat wypowiadać główni unijni urzędnicy w tym przewodniczący Rady, Komisji, Parlamentu, czy szefowa unijnej dyplomacji.

Większość tych wypowiedzi jest niestety przesiąknięta arogancją, jakąś wręcz manią wielkości, jakby prezydent Stanów Zjednoczonych był niewiele znaczącą osobą w światowej gospodarce i polityce.

Przewodniczący Komisji Jean Claude Juncker na spotkaniu ze studentami w Luksemburgu powiedział, „że będziemy musieli nauczyć prezydenta elekta czym jest Europa i jak funkcjonuje” i dodał „myślę, że stracimy 2 lata zanim pan Trump pozna świat, którego nie zna”, posunął się nawet stwierdzenia, „że wybór Trumpa na prezydenta Stanów zjednoczonych stanowi zagrożenie dla stosunków UE-USA”.

Ostrzegał także przed jego zdaniem zgubnymi konsekwencjami wypowiedzi Trumpa na temat światowej polityki bezpieczeństwa i wręcz zażądał, żeby jeszcze jako prezydent - elekt przedstawił jasne stanowiska w takich kwestiach jak handel, relacje z NATO i polityka energetyczno-klimatyczna.

Z kolei wysoka przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Federica Mogherini stwierdziła, „że niektóre priorytety Trumpa oddalają Amerykę od europejskich zasad”.

2. Z kolei na kilka dni przed rozstrzygnięciem wyborczym w USA przewodniczący Rady Donald Tusk wpisem na jednym z portali społecznościowych, zrobił sobie chyba spory kłopot w związku ze staraniami o drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.

Otóż zacytował wtedy stwierdzenie swojej żony, która miała powiedzieć, „że jeden Donald w polityce wystarczy”, co jego zdaniem miało chyba świadczyć o ogromnym poczuciu humoru i luźnym podejściu do polityki.

Po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA pojawiły się już w internecie memy, pokazujące jak, przewodniczący Donald Tusk prosi swoją żonę, żeby jak najszybciej ten wpis usunęła.

3. Podobną arogancję, prezentowali przywódcy unijni po głosowaniu Brytyjczyków za wyjściem z Unii Europejskiej, przewodniczący PE Martin Schulz wręcz dzień po ogłoszeniu wyników referendum zwołał nadzwyczajne posiedzenie, żeby przyjąć rezolucję w tej sprawie.

Niestety wydźwięk przyjętej przez PE rezolucji był mniej więcej taki, że W. Brytanię trzeba wyrzucić z UE wręcz „na zbity pysk” i to najlepiej natychmiast, bo tak sobie życzą europejskie elity, sądząc prawdopodobnie, że taki, a nie inny sposób rozstania z tym krajem, wpłynie ostrzegawczo na inne kraje, w których rodziłyby się tego rodzaju pomysły.

Stąd zdecydowane wypowiedzi szefów chadeków, socjalistów i liberałów, którzy wręcz domagali się aby premier W. Brytanii David Cameron już na posiedzeniu Rady w lipcu tego roku miał złożyć wniosek w oparciu o art. 50 Traktatu Lizbońskiego o wyjściu tego kraju z UE.

Teraz wiemy już że stanie się to najwcześniej na wiosnę 2017 roku i to pod warunkiem, że nie będzie musiał się w tej sprawie wypowiadać brytyjski parlament (na razie Sąd Najwyższy w pierwszej instancji zdecydował, że konieczna jest decyzja parlamentu) i UE pokornie na ten wniosek będzie czekać.

4. Jak widać z Brexitu główni unijni politycy nie wyciągnęli żadnych wniosków, dalej uważają UE za przysłowiowy „pępek świata”, któremu „czapkować” mają wszyscy pozostali.

Stąd arogancja w stosunku do Brytyjczyków (niech wychodzą jak najszybciej nawet gdyby miało to ugodzić w interesy gospodarcze pozostałych 27 krajów UE), stąd także arogancja, żeby nie użyć mocniejszych słów w stosunku do prezydenta-elekta największej gospodarki i supermocarstwa światowego.

To niestety dobrze nie wróży dla przyszłości Unii Europejskiej.

Zbigniew Kuźmiuk