Z bardzo interesującą propozycją wystąpił na łamach „Super Expresu” Tadeusz Płużański. Jego zdaniem należy przestać świętować w naszym kraju 8 maja jako Narodowy Dzień Zwycięstwa.

„Bo kłamliwy sens tej rocznicy pozostał. Bo dalej mamy cieszyć się ze zwycięstwa, którego nie było. Wyzwolona spod okupacji niemieckiej Polska znalazła się automatycznie pod okupacją sowiecką. Dobrze obrazuje to krążący w internecie rysunek, na którym uzbrojony Sowiet pilnuje uwięzionych za drutami Polaków, a powyżej czytamy: <Rok 1945. Koniec II wojny światowej. Polacy w obozie zwycięzców>. Ten obóz był utrzymywany siłą przez NKWD i kolaborujące jednostki UB, KBW czy Informacji Wojskowej. W tej podróbce Polski, sowieckiej kolonii, władzę sprawowali przebierańcy pełniący obowiązki Polaków. Marionetki Moskwy i zbrodniarze: od Bieruta do Jaruzelskiego. W tym obozie dziesiątki tysięcy Polaków były represjonowane i mordowane. Totalitarne, obce i nielegalne (bo nigdy niewybrane przez Polaków) rządy trwały aż do 1989 r.” - napisał Płużański.

Przypomniał w tym kontekście walkę przeciw nowym okupantom prowadzoną aż do połowy lat 50. przez Żołnierzy Niezłomnych, która kończyła się przeważnie śmiercią lub długoletnim więzieniem oraz represjami dla wszystkich członków ich rodzin.

„Ale również brak defilujących w Londynie 8 czerwca 1946 r. polskich żołnierzy należy traktować jako symbol nieistnienia niepodległej Polski. A dziś, po odzyskaniu niepodległości, władze powinny się zdecydować: świętować Narodowy Dzień Zwycięstwa czy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Bo albo nastąpił czas pokoju i żołnierze wrócili do domów, albo wojna trwała dalej w idei i czynie II konspiracji niepodległościowej. Obchodzenie obu rocznic to schizofrenia” - czytamy w artykule Płużańskiego, z którym w pełni się zgadzam.

Jerzy Bukowski