Nic nie pomoże zaklinanie rzeczywistości: hasełka w rodzaju „Zakochaj się w Warszawie”, kurtuazyjne zachwyty cudzoziemców, patiomkinowskie inwestycje dla oka (bulwary, fontanny, kwiatowe kompozycje uliczne itp.) Mieszkaniec (lub częsty gość) Warszawy musi stwierdzić, że jest to miasto totalnego bałaganu, zarządczego bezhołowia, marnowanych pieniędzy i pełnego woluntaryzmu stołecznej władzy.

Działanie pani Hanny Gronkiewicz–Waltz nosi – jakże to charakterystyczne! – wszelkie cechy działań jej formacji politycznej, Platformy Obywatelskiej, przez minione 8 lat: lekceważenie społeczeństwa, woluntaryzm decyzyjny, głuchota na kontrargumenty, marnotrawstwo publicznych środków, ciągłe „pokazuchy” w miejsce działań potrzebnych, nawet często niezbędnych, wreszcie preferowanie środowisk i ruchów agresywnych, a dobrze przyjmowanych przez kręgi unijne (mniejszości seksualne, środowiska lansujące wszelki permisywizm, skrajnie libertyńscy terroryści), wreszcie niechęć do Kościoła, a czapkowanie sferom wielkiego światowego biznesu, korporacjom etc.

Gronkiewicz-Waltz nie ma najwyraźniej pojęcia (choć długo już okupuje prezydencki stolec) o zarządzaniu, a także o dobieranie sobie współpracowników – ma klakierów gotowych natychmiast uzasadnić każdą, nawet najbardziej absurdalną czy krzywdzącą decyzję.

Efekty? Proszę bardzo!

Niemal każda stołeczna linia komunikacyjna (autobusy, tramwaje) jeździ po ciągle zmieniających się trasach, co dezorientuje nawet rdzennego mieszkańca stolicy. Nie zawsze przy tym wiadomo, czemu te wieczne objazdy służą. O przybyszach nawet nie ma co wspominać – ci muszą tracić nerwy i czas, do tego nie mają się oczywiście gdzie dowiedzieć, jaki jest „aktualny stan spraw” w temacie komunikacji. Warszawiak też ich nie poinformuje, bo sam często nie wie…

Wyłączone są z ruchu – lub za chwilę będą wyłączone (pod pretekstem modernizacji oczywiście!) trzy główne ciągi komunikacyjne Warszawy: Al. Jana Pawła II (remont torowiska tramwajowego), ul. Marszałkowska oraz Trakt Królewski na głównym jego odcinku – od ronda de Gaulle’a do(najczęściej) Placu Zamkowego. To utrudnienie (autobusy wykonują niezwykłe łamańce, a i tak niepełnosprawni i osoby starsze pozbawione są możliwości dotarcia na Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście komunikacją miejską) ma zresztą liczne podteksty: niby idzie o stworzenie w weekendy deptaka spacerowego dla warszawiaków, ale niemal pies z kusym ogonem jezdnią nie chodzi, skoro są chodniki, korzystają tylko deskorolkarze dla swych popisów i rowerzyści. W efekcie – najelegantsza ulica stolicy świeci pustkami… Chociaż niezupełnie – w weekendowe wieczory na najbardziej pijackim skrzyżowaniu stolicy – róg Foksal i Nowego Światu – trwa nieustająca balanga: wódka w okolicznych barkach tania, ale taniej jest w sklepie, więc jeden pobliski sklepik jednej francuskiej sieci handlowej ma obroty niebywałe, zaopatruje głównie młodzież (często ewidentnie nieletnią!), która nabywszy zapasy piweńka i wódeczki udaje się na zaplecze Nowego Światu, na tamtejsze podwórka i chla do upadłego (często dosłownie), często zrzuca nadmiar wypitych trunków na trawniki (już bez źdźbła trawy), ciska flaszkami i puszkami po okolicy oraz raczy mieszkańców pobliskich domów furmańską łaciną w mega-dawkach. Nie ujrzy się tam ani policjanta ani strażnika miejskiego! Widać Pani Prezydent ma dla nich inne priorytety…

Najelegantsza ulica Warszawy zmienia się więc wcale nie powoli w ściek dla mętów.

Warto też przypomnieć, że Pani Prezydent z radością dezorganizuje ruch drogowy w Warszawie również w dni robocze – zawsze wpuści jakichś odmieńców lub politycznych oszołomów, którzy muszą manifestować koniecznie na Trakcie Królewskim, Alejach Jerozolimskich, przez co ten rejon staje się piekłem dla przeciętnego warszawiaka.

W planach pani HG-W ma nowe pomysły, np. zwężenie dwu ważnych arterii komunikacyjnych: wspomnianej Alei Jana Pawła II oraz Marszałkowskiej. Te ulice podobno są… za szerokie, co w permanentnie zakorkowanym mieście zakrawa na kpiny. Decyzja jednak podobno już zapadła – zabierze się tym arteriom po jednym pasie ruchu. Ciekawe, po co… Może po to, by wygospodarować teren pod jakieś interesujące inwestycje… Jeszcze kilka kwartałów bankowych, biznesowych… Chętni na pewno się znajdą – przecież w Warszawie robi się fantastyczne interesy – trzeba tylko wiedzieć, z kim. Z panią HG-W na pewno można.

Specyfika społeczna i socjologiczna Warszawy (nazywanej coraz częściej „czerwoną”) powoduje, że nie przyniosą efektu żadne próby odwołania pani HG-W w drodze referendum, warszawskie „słoiki” i lemingi staną za nią murem. Cóż, przyjdzie poczekać na jakiś promyk nadziei.

A tymczasem zgodnie z ksywką „Bufetowa” (jakże trafną!) nadaną Pani Hani przez warszawską ulicę zaapelujmy głośno, by Ta Pani trafiła wreszcie tam, gdzie jej miejsce. I wreszcie przestała szkodzić Warszawie.

Wojciech Piotr Kwiatek/sdp.pl