Świat jest dziś na ogół nieprzychylny wszystkim religiom. Jedynym wyjątkiem jest tu buddyzm, który cieszy się aprobatą wielu tzw. postępowców, niechętnych zarazem chrześcijaństwu. Wynika to z zafałszowanego oglądu tego, czym buddyzm tak naprawdę jest. Sprawę tę poruszyła znawczyni tej religii, Joanna Piacenza, w internetowym wydaniu magazynu „First Things”.

Buddyzm jest dziś często redukowany do medytacji i „uważności”. W ten sposób staje się on dla wielu osób jedynie swoistym dopełnieniem ich własnej religii. Niektórzy starają się też budować w oparciu o buddyzm własny „duchowy światopogląd”. Uważają, że buddyzm jest po prostu zbiorem przydatnych, nieszkodliwych praktyk i nauk.

Do takiego wniosku prowadzą setki książek wydawanych na Zachodzie, podobnie jak działalność obecnego Dalajlamy. Piacenza wskazuje, że wszędzie przedstawia się całkowicie fałszywy obraz buddyzmu. To, co bardzo istotne w tej religii, jest powszechnie ignorowane. Nie mówi się wcale o relacji mistrza i ucznia, o historii Buddy, tzw. bodhisattów, tulków czy buddyjskich bóstw.

Można do tego dodać, że buddyzm rzeczywiście jest taką samą pogańską religią, jak inne. Oznacza to, że niesie ze sobą wiele ogromnych niebezpieczeństw duchowych. Sprowadzanie go do pozornie niegroźnej medytacji jest więc nie tylko skrajną nierzetelnością, ale także śmiertelnym zagrożeniem dla duszy.

Pac/kath.net