Joachim Brudziński z Prawa i Sprawiedliwości stwierdził jednoznacznie, że PiS nie cofnie się przed dalszym reformowaniem kraju, a obecne działania opozycji określił jako nie mające nic wspólnego z walką o demokrację. 

Na antenie Telewizji Republika Joachim Brudziński zapowiedział, że ustawa naprawcza ws. Trybunału Konstytucyjnego będzie wprowadzona jeszcze przed końcem tego roku.

"Taka jest wola większości Sejmu. Pomimo tego całego jazgotu, my się nie cofniemy, doprowadzimy do sytuacji, że wszystkie obietnice, dzięki którym Polacy zagłosowali na PiS, zostaną zrealizowane" – zapowiadał.

"Przyszliśmy do władzy, żeby wywoływać awantury tam, gdzie są one potrzebne. Nie da się bez awantury oderwać od żłoba, od koryta tych, którzy tkwili przy nim tyle lat. Ten kwik, ten wrzask będzie jeszcze mocniejszy. Niech wrzeszczą" – stwierdził, mówiąc o tym, że PiS zamierza wprowadzić zmiany w mediach publicznych, co może nasilić niechęć niektórych środowisk i mediów.

Polityk podkreślał, że obecnej opozycji nie chodzi o obronę demokracji, czy Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ żadna ze sfer demokracji nie jest w Polsce zagrożona.

"Im nie chodzi o żaden Trybunał Konstytucyjny, o żadną zagrożoną demokrację. (...) Demokracja w Polsce ma się znakomicie, Konstytucja nie jest łamana" – podkreślał.

Nagonkę w mediach głównego nurtu na niemal każde działanie Prawa i Sprawiedliwości tłumaczył obawą przed utratą dochodowych kampanii reklamowych banków.

"Jazgot medialny rozlega się, dlatego że budżety na kampanie reklamowe banków to pół miliarda złotych, dlatego, jak włącza się stacje głównego nurtu można odnieść wrażenie, że coś złego się w Polsce dzieje" – tłumaczył.

Joachim Brudziński odniósł się również do słów Martina Schulza, który stwierdził, że w Polsce występuje coś na kształt "zamachu stanu".

"W pierwszym odruchu, jak usłyszałem arogancką, butną wypowiedz Schulza napisałem w medium społecznościowym, że już raz Niemcy próbowali nas uczyć demokracji. Niech połknie swój niemiecki język i zanim coś o Polsce powie, niech się zajmie sytuacją Niemiec" – dodał, tłumacząc, że negatywne opinie za granicą wynikają z obawy o własne interesy tych krajów.

Brudziński uznał również, że nie warto sugerować się opinią zagranicznej prasy.  

"Pojawia się obawa wśród części Polaków, że może powinniśmy ciszej, spokojniej, ale kto o zdrowych zmysłach zakłada, że Angela Merkel, czy Barack Obama, przejmują się tym, że jakiś szmatławiec za granicą napisał coś złego o ich rządzie" – zaznaczał.

ds/telewizjarepublika.pl