Komorowski chce zmian w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, ponieważ jego zdaniem "Narody Zjednoczone powinny zostać zreformowane po to, by była to instytucja zdolna do zajęcia się rzeczywiście istniejącymi zagrożeniami" – stwierdził.

Rosja obok Chin, Stanów Zjednoczonych, Francji i Wielkiej Brytanii jest członkiem stałym Rady. I jako takiej, przysługuje jej prawo weta, co bez wahania wykorzystała w sprawie Ukrainy. "Zablokowanie [decyzji] Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Ukrainy do symbol i symptom generalnej słabości ONZ" – dodaje Komorowski.

Czego chce prezydent? Chce ukrócić liberum veto Rosjan w kwestiach dotyczących ich bezpośrednio. Co ciekawe, w udzielonym wywiadzie ostro jak nigdy powiedział o potrzebie powstrzymania Rosji „przed niebezpieczną ekspansją służącą jej neoimperialnej wizji".

O co chodzi Komorowskiemu? Czy chce pokazać, że potrafi coś zdziałać na wyższym szczeblu polityki międzynarodowej i trochę wybiec przed Tuska? Zgrywa twardego męża stanu, który przeciwstawia się Putinowi? Zdaje się, że dobrze wyczuł moment. W końcu dopiero co nasi siatkarze dopiekli Rosjanom dzień po rocznicy inwazji bolszewików w ’39 r.

I ciekawie to współgra z najświeższą wypowiedź Ewy Kopacz: Wie pan, ja jestem kobietą. Wyobrażam sobie, co ja bym zrobiła, gdyby nagle na ulicy pokazał się człowiek, który wymachuje ostrym narzędziem albo trzyma w ręku pistolet. Pierwsza moja myśl: tam, za moimi plecami jest mój dom i tam są moje dzieci. Więc wpadam do domu, zamykam drzwi i opiekuję się własnymi dziećmi” – powiedziała pani premier. Mama Ewa broni dzieci, a Tata Bronisław „weźmie kija i będzie się tłukł” w ONZ? Ale kij mizerny, bo tylko symboliczny. Żeby pomysł prezydenta przeszedł, potrzeba 2/3 głosów Zgromadzenia Ogólnego, potem ratyfikacji zmiany Karty ONZ przez taką samą liczbę członków Zgromadzenia i przede wszystkim pięciu stałych członków Rady… W tym Rosji.

ak/rp.pl/nytimes.com