"W Polsce, tak jak w całej Europie, też dominuje ideologia lewicowo-liberalna i większość mediów jest jej rzecznikiem, a także propagatorem. Ta ideologia kształtuje kolejne pokolenia dziennikarzy, którzy z kolei formują opinię publiczną" - mówi w rozmowie z "Plusem Minusem" "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein.

Jak dodaje, stwarza to ogromny problem, także polityczny. "Jedna z czołowych polskich dziennikarek na pytanie, jakie ma poglądy odpowiedziała: „Jak to jakie, normalne, europejskie". Brzmi to trochę groteskowo, ale dziennikarze pracujący w takich mediach funkcjonują w określonym schemacie intelektualnym, wobec którego nie próbują się nawet zdystansować. To oczywiście ma konsekwencje polityczne, bo partie głównego nurtu również przejmują tę ideologię i coraz mniej się od siebie różnią. Podziały na lewicę i prawicę stają się coraz mniej znaczące" - mówi Wildstein.

Wildstein krytykował też praktykę urządzania konkursu na prezesa TVP czy też innych wysokich stanowisk publicznych. "Konkurs na prezesa TVP to idiotyzm. W ogóle organizowanie konkursów na wysokie stanowiska kierownicze to jest głupota. Przyjmując młodych nieukształtowanych ludzi, z których dopiero chcemy zrobić dziennikarzy, wybieramy w konkursie tych, którzy się do tego nadają. Ale o tym, czy ktoś się nadaje na wysokie stanowisko, świadczy jego dorobek życiowy. I to powinno być oceniane. Bo co to znaczy konkurs? Że ktoś się ładniej zaprezentuje przed komisją, a ktoś brzydziej? Ktoś przedstawi lepszy program, a ktoś gorszy? Przecież taki program można sobie zamówić w wyspecjalizowanej firmie i będzie najlepszy" - powiedział.

Widlstein opowiadał też o tym, jak próbował za swojej prezesury oczyścić Telewizję Publiczną z dawnych, szkodliwych kadr. "Z klucza politycznego wywaliłem na samym początku może kilkadziesiąt osób. Nie robiłem tego po to, żeby wstawić na ich miejsce innych politycznych nominatów, tylko żeby dać miejsce przyzwoitym dziennikarzom i publicystom. W TVP od czasów PRL niewiele się nie zmieniło. Owszem za prezesury Wiesława Walendziaka przyszło trochę młodych ludzi tzw. pampersów, których potem zwolniono, ale wszyscy starzy zostali. Tam funkcjonowały klany rodzinno-biznesowe. Obrośnięte to było otuliną różnych ośrodków producenckich, które żerowały na publicznych pieniądzach. Żeby to zaczęło porządnie działać, musiało być przeorane" - stwierdził. Jak dodał, zabrakło mu jednak czasu, by doprowadzić ten projekt do końca.

Dziennikarz wskazywał następnie, że obecnie wściekłe protesty przeciwko rządowi PiS związane są z próbą budowy IV RP, a zatem odejścia od pseudodemokratycznego modelu, w których rządziły tylko niektóre oligarchiczne elity. "W tej chwili mamy do czynienia z próbą budowy IV RP i stąd się biorą te wściekłe protesty. Protestują ci, którzy tracą przywileje albo monopole" - powiedział Wildsten, tłumacząc wcześniej, że "III RP jest państwem nie do końca demokratycznym. Rządziła nią pseudodemokratyczna oligarchia. IV RP miała to zmienić. Chodziło o to, żeby zdemokratyzować państwo, otworzyć kanały awansu, żeby grupy środowisk czy korporacje nie blokowały funkcjonowania państwa i naturalnej konkurencji".

ol/Rzeczpospolita.pl