Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jak ocenia Pan początek prezydentury Donalda Trumpa?

Bronisław Wildstein: Początek jest dobry, zarówno wystąpienie inauguracyjne było bardzo dobre jak i jego pierwsze posunięcia. Wycofanie się z lansowania kontrkultury w którą zaangażowała się poprzednia władza, czyli min. w promowanie aborcji jest bardzo dobrym krokiem. Trump poważnie traktuje swoje zobowiązania wyborcze, to widać na pierwszy rzut oka.

Czego będziemy się mogli po nim spodziewać w najbliższym czasie?

To wielka niewiadoma, dlatego, że Trump jest chodzącym paradoksem, jego sukces to paradoks. Wygrał na fali walki z establishmentem, z dominującym układem, a on sam jest człowiekiem tego estalishmentu, tzn. nie politycznego - i właśnie dlatego udało mu się wygrać – ale jednak establishmentu. Intuicja biznesmena pozwoliła mu wyczuć prądy, które zaczynają dominować, a te prądy są prądami kontestującymi, układ oligarchiczny. Ponadto pragnie on także dołować się do fundamentalnych wartości tzn. do fundamentów kultury.

Jak było dotychczas w USA?

Do tej pory dominujący establishment był kontrkulturowy. Uderzał w fundamenty naszej kultury, był agresywnie antyreligijny, zwłaszcza antykatolicki. W związku z tym wyczucie tej atmosfery spowodowało, że Trump odpowiedział na zapotrzebowanie społeczeństwa, zapotrzebowanie sprawiedliwości.

W czym kontrowersja?

Biorąc pod uwagę jego dotychczasowy życiorys można mieć spore zastrzeżenia do tego, iż tak bardzo odwołuje się do wartości chrześcijańskich. To też jest paradoks, Trump nie jest człowiekiem, który może świecić przykładem moralnej integralności. 

Jak nazwie Pan to, co dzieje się teraz w USA?

Jest to pewien cywilizacyjny proces kontrrewolucji, która odrzuca to co zdominowało Zachód przez ostanie trzydzieści lat. Trump stał się reprezentantem tej kontrrewolucji. Jaka będzie ta prezydentura do końca nie wiemy. Prezydent Trump ma jednak Kongres, który ma istotną władzę i który może blokować różne jego posunięcia. Wbrew temu co nam się mówi, że jego hasła „Ameryka first”, które sprzedaje się jako skrajnie nacjonalistyczne, są to klasyczne hasła polityki amerykańskiej pod którymi walczyli i wygrywali wybory liczni prezydenci USA. 

Z polskiej perspektywy natomiast?

Z polskiej perspektywy rodzi się pytanie, na ile będzie on reprezentantem idei, która widzi świat jako układ mocarstw. Istotne czy uzna, że Ameryka powinna mieć swoją strefę wpływów a Rosją swoją. Jeśli by się tak stało to w tym przypadku odstąpiłby Ukrainę Rosji. Doprowadziłoby to w konsekwencji do tego, że za parę lat Polska stałaby się krajem frontowym. Wcale jednak nie jest powiedziane, że tak musi się stać. Rosji będzie ciężko zmienić politykę na pozytywną w kierunku USA, ponieważ propaganda Putina od dawna sytuuje się w opozycji do Ameryki jako tego, który jest fundamentalnym zagorzeniem dla Rosji. Putin w Rosji przedstawia się jako obrońca Rosji przed amerykańskim zagrożeniem. Po drugie Putin nie jest solidnym partnerem i nie sądzę, aby te układy do końca były możliwe. Obama był to największym „psujem” w historii prezydentury USA. W tym momencie mamy więcej pytań niż odpowiedzi.

Bardzo dziękuję za rozmowę.