Fronda.pl: Nie od dziś wiadomo, że kapitał zagraniczny ma w swoich rękach znaczną część rynku medialnego. Jakie to powoduje konsekwencje?

Bronisław Wildstein: W obcych rękach jest ogromna część rynku medialnego. Zwłaszcza to widać w odniesieniu do prasy regionalnej. Prawie wszystkie te gazety, poza paroma przykładami, znajdują się w rękach jednego niemieckiego koncernu. W wypadku mediów internetowych sytuacja też wygląda podobnie. Ma to konsekwencje, gdyż złudzeniem jest to co sobie powtarzano przez lata, że kapitał nie ma narodowości. Otóż ma i ta narodowość może objawiać się i często objawia się w określonej rzeczywistości. Nieprzypadkowo w krajach Europy Zachodniej są to sprawy uregulowane i obecność obcego kapitału w mediach jest tam ograniczona. Nie chodzi jedynie o zapisy prawne. Chodzi też o stosunek obywateli do tej sprawy. Opowiem historię jaka zdarzyła się w Berlinie. Pewną gazetę tamtejszą usiłował przejąć koncern, z jednego z krajów skandynawskich i spowodowało to awanturę, prawdziwe oburzenie ze strony Niemców. Uważano, że to niedopuszczalne. Jak widać, Ci, którzy żyją w krajach doświadczonych demokracji, uważają to za rzecz ważną. Zresztą wpływ kapitału obcego odbija się również na polityce. Pamiętam historię, która coś w kontekście kapitału zagranicznego w polskich mediach pokazuje. Mamy nagrania, gdzie rzecznik ówczesnego rządu Paweł Graś żali się biznesmenowi Janowi Kulczykowi, że „Fakt” jest krytyczny wobec rządu PO. Na co Kulczyk odpowiada, że ma układy i poprzez te niemieckie układy może nacisnąć na zmianę redaktora naczelnego. To się stało! Pokazuje ta sytuacja możliwości nacisku i zmian, a więc konsekwencje jakie niesie zależność naszych mediów od kapitału obcego, są oczywiste.

Wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Jarosław Sellin zapowiada pracę nad większym pluralizmem na rynku mediów. Jak Pana zdaniem osiągnąć ten pluralizm?

Nie wiem czy taki pluralizm da się prawnie osiągnąć. Myślę, że to zbyt duża wiara w prawne rozwiązania. Trzeba raczej budować od początku. Osiągnęliśmy i tak jakąś formę pluralizmu, w porównaniu z tym co było np. na rynku prasowym, chociażby na rynku tygodników. Osiągnęliśmy to jednak ciężką pracą określonych ludzi, którzy bez specjalnych pieniędzy próbowali i potrafili coś zrobić. Jeśli zainteresowaliby się jacyś biznesmeni, by zainwestować w przedsięwzięcia, które prezentują odmienną orientację niż dominująca, byłoby to z pewnością ciekawe. Myślę, że prawnie tego nie da się rozwiązać, tu potrzeba innego typu działań.

Czy kraje Europy Zachodniej radzą sobie z obcym kapitałem w mediach i czy mogłyby dla nas w tej kwestii być jakimś przykładem?

Kraje zachodnie radzą sobie doskonale. Tam media są tradycyjnie w rękach własnych. Są oczywiście jakieś mniejszościowe udziały obcego kapitału, ale są mało znaczące. Pod tym względem Polska jest niestety ewenementem.

Kapitał zagraniczny w polskich mediach to zjawisko trwające od dawna. Jak Pan myśli, komu taki stan rzeczy jest na rękę? Tylko zagranicznym koncernom, czy może również politykom?

Mamy układ bardzo specyficzny. Zresztą żyjemy w świecie, w którym elity są ze sobą powiązane. Elity europejskie są powiązane z częścią tego tradycyjnego establishmentu III RP. Trochę te tradycyjne nasze elity mają mentalność kolonialną. To znaczy według nich wszystkie rozwiązania jakie stosuje się w Europie Zachodniej muszą być doskonałe. Cała sytuacja z kapitałem obcym w naszych mediach jest na rękę dominującym ośrodkom Europy Zachodniej i wspieranemu przez nie, rządzącemu do niedawna establishmentowi. Oczywiście obywatelom jest na rękę trochę mniej.

Dziękuję za rozmowę.