- W wyniku nowelizacji ustawy autorstwa PiS z MSZ odeszło 51 pracowników - informuje "Rzeczpospolita"

Pod koniec roku Sejm przyjął nowelizację ustawy o służbie zagranicznej. Ustawa wprowadziła zakaz zatrudniania w ministerstwie byłych pracowników i współpracowników służb specjalnych PRL. Jak wskazuje "Rzeczpospolita", na liście nie brakuje znanych nazwisk.

W związku z wejściem w życiem przepisów, z ministerstwa odeszło 51 dyplomatów. Z resortem pożegnali się m.in. Andrzej Braiter - były ambasador w Angoli, Kostaryce i Brazylii, Jarosław Drozd - były konsul w Sankt Petersburgu i we Lwowie, Grzegorz Michalski - były ambasador w Turcji i Kazimierz Romański - były ambasador w Kuwejcie.

W październiku ubiegłego roku szef MSZ Jacek Czaputowicz mówił, że w jego resorcie jest około 40 współpracowników służb PRL.

Jak donosi "Rzeczpospolita" w resorcie zmiany te wywołały mieszane uczucia.

– Wśród zwolnionych pokaźną grupę stanową technicy od łączności i szyfranci, bo zobowiązanie do współpracy zastępowało w dawnych czasach certyfikat bezpieczeństwa – mówi jeden z nich nieoficjalnie „Rzeczpospolitej".

Według byłego szefa MSZ Dariusza Rosatiego, pozbycie się takich osób to błąd.

– Weryfikację trzeba było zrobić w odniesieniu do tych, którzy brali udział w zwalczaniu opozycji demokratycznej i współpracowały ze służbami sowieckimi. Odpowiedzialność zbiorowa w stosunku do osób, które pracowały dla 30 lat w wolnej Polsce, wygląda na próbę zwolnienia posad na swoich ludzi – mówi.

- Mimo iż wśród pracowników, z którymi wygaszono stosunek pracy w trybie ustawy, byli długoletni pracownicy, to fakt ten nie ma wpływu na jakość zadań realizowanych przez ministerstwo – podkreśla biuro rzecznika MSZ

Ustawy broni też Joanna Lichocka z PiS, która prowadziła nowelizację w Sejmie.

– Ustawa była potrzebna, aby powiedzieć, że służba Moskwie dyskwalifikuje w służbie dla wolnej Polski, nawet jeśli dotyczy to doświadczonych pracowników – podkreśla. Według niej prawdziwego rozbratu z komuną powinny dokonać jeszcze służby specjalne i uczelnie wyższe.

tg/rp.pl