Ojciec Grzegorz Kramer SJ napisał list do Bratkowskiej w którym pisze, że jeśli pani Bratkowska zmieni decyzję i urodzi dziecko, to on wyjdzie z zakonu i je zaadoptuje. Bratkowska tej propozycji nie przyjmuje. Właśnie dała dość obszerny komentarz portalo Onet.pl.

Mówi w nim: - Doceniam poświęcenie tego pana. To bardzo konkretna propozycja, co więcej - ja szczerze wierzę, że on mówi poważnie. Zaproponował rozwiązanie problemu, z czym kobiety zazwyczaj się nie spotykają. Zwykle słyszą tylko hasło: "jak nie, to oddaj do adopcji", co skądinąd nie jest takie proste - prawo adopcyjne w Polsce działa na niekorzyść dzieci, proces trwa zbyt długo, nie można malucha odebrać ze szpitala i zabrać do domu. Tego akurat jezuita nie wziął pod uwagę. Ale przynajmniej intencje miał dobre.

I dalej: - Niestety jednak on nie ma pojęcia (ojciec Kramer) o procesie ciąży. Wydaje mu się, że to jedynie kwestia dziesięciu miesięcy, że wystarczy donosić i oddać. To tak nie wygląda. Rzeczywiście, czasami ciąża i poród przebiegają bez żadnych problemów, zawsze jednak jest to bardzo duży koszt dla organizmu, naprawdę bardzo duży. Znam też niestety przypadki kobiet, które przez lata nie mogły dojść do siebie. Jedna z moich przyjaciółek do tej pory jest w stanie zupełnego biologicznego wyniszczenia. A urodziła - 16 lat temu - opowiada Bratkowska.

Dlatego - jej zdaniem - za propozycją ks. Kramera kryje się spora dawka arogancji. - Wyobrażam sobie sytuację: moja przyjaciółka jest w ciąży, która ją wyniszcza. I nagle mówię jej: "słuchaj, przemyślałam sprawę, zaadoptuję twoje dziecko". I zakładam, że to rozwiąże jej problem. I jeszcze jej mówię: to przecież jest dziecko! - Mam w sobie potężny sprzeciw wobec mówienia przez kogokolwiek poza matką o tym, że od początku ciąży mamy do czynienia z dzieckiem. Tak wolno mówić tylko kobiecie w ciąży - jeśli czynią to inni, narzucają jej swoje emocje, uznają, że to, co ona czuje jest mniej ważne i że powinna przejąć ich uczucia. Zresztą odwrócę sytuację: bywa czasem tak, że kobieta, która poroniła, słyszy: "bez histerii, to nie było dziecko!". To takie samo okrutne nadużycie. To kwestia jej osobistej wrażliwości, jej uczucia są ważniejsze - tłumaczy Katarzyna Bratkowska.

Bratkowska uważa również, że mówienie o sześciotygodniowym, trzymilimetrowym zarodku dziecko, "to wyłącznie »emocjonalna metafora«". - To zakrawa na szaleństwo - mówi. - 60% takich "dzieci" znika niezauważalnie wraz z pierwszą albo drugą menstruacją - tłumaczy.

Cóż widać, że Bratkowska to osoba .... opętana. Ona w ogóle nie chce słyszeć tego co do niej się mówi. Dlatego niech ojciec Kramer modli się za nią, a nie sygnalizuje, że wyjdzie z zakony jak ona odda mu dziecko. Bo widać, że Bratkowska jest po prostu ....
 
sm/Onet