„Baczność! Walka o dobre imię Wojciecha Jaruzelskiego trwa!”  To już chyba dobrze znane słowa Aleksandra Kwaśniewskiego. Polskie społeczeństwo uczestniczyło ostatnio w kontrowersyjnym wydarzeniu. Pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego, poprzedzony, jak często o tym wspominano, pojednaniem z Bogiem. Ta informacja cieszy najbardziej ze wszystkich. Nie ma większej radości, jak ta z nawróconego grzesznika. Nasuwa się tylko pytanie, czy to pozwoliło na tak huczną celebrację? Znaki są bardzo ważne. Człowiek od początku swojej historii posługuje się znakami i symbolami. Wyrażają nasz sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości, która nas otacza. Pomagają nam utożsamić się z daną rzeczywistością lub nie.

Pogrzeb katolicki jest znakiem, że Chrystus, jako nasza Pascha, przeprowadza człowieka przez bramę śmierci. Brama ta zostaje otwarta przez sakramenty. Dzięki Bogu w przypadku Jaruzelskiego, jak zostało podane do publicznej wiadomości, to otwarcie nastąpiło. Z tego punktu widzenia nikt nie kwestionuje zasadności katolickiego pogrzebu. Co więcej, napawa ono radością z tego powodu, że Chrystus jest mocniejszy od diabła, który chce przecież śmierci wiecznej człowieka. W tym przypadku mamy powody do tego aby mniemać, że szatan poniósł klęskę. PAN wygrał! W tej kwestii sprawa jest zamknięta.

Pozostaje jednak sprawa państwowego wymiaru pogrzebu. Śmiem twierdzić, że uczestnicy w dużej mierze nie cieszyli się z nawróconego grzesznika, ale raczej z tego powodu, że jest szansa, że hurtem ubecy i esbecy załapią się na „grubą kreskę” i może jeszcze zostaną bohaterami. Wydaje się, że to powodowało największe wątpliwości i ból wielu osób. Warto wspomnieć o tym, że sam Wojciech Jaruzelski nie miał nic przeciwko katolickim pogrzebom oficerów LWP z zastrzeżeniem jednak, że mają się one odbywać bez asysty wojskowej i orkiestry. Taki rozkaz wydał w lipcu 1983 roku jako Minister Obrony Narodowej. Czy nie było brakiem uszanowania woli zmarłego organizowanie pogrzebu w takim stylu, jakiego byliśmy świadkami?

Gwizdy i niewłaściwe zachowanie na cmentarzu nie zasługuje bynajmniej na pochwałę. Czy nie jest jednak czytelnym znakiem i krzykiem historii o sprawiedliwość? Wiele z tych osób zna smak łez i ból utraconych bliskich z powodu systemu komunistycznego. Dziś w ich dramacie i bólu nazywani są przez celebrytów, takich jak Olbrychski, pseudo-patriotami i pseudo-katolikami i spychani są do mniejszości, jak pseudokibice. A może warto przypomnieć, co mówił śp. Wojciech Jaruzelski na temat bł. Jerzego Popiełuszko? „On jest męczennikiem nie za wiarę, ale za politykę, za sianie nienawiści.” Są to słowa z analizy sytuacji po pogrzebie ks. Jerzego z dokumentu odnalezionego w Centralnym Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w zespole akt Biura Prasowego Rządu Urzędu Rady Ministrów, w teczce oznaczonej sygnaturą URM BPR 2, zawierającej materiały z posiedzeń Rady Ministrów w listopadzie 1984 roku.

W kontekście takiej historii nie chodzi o zmarłego Jaruzelskiego ale mam wrażenie, że o tryumf pewnych siebie agentów, esbeków i ubeków. Ówczesnych katów Polski spragnionej wolności w 100 proc., a nie tylko w 35 proc. To jest dramat. Jaki przekaz otrzymuje człowiek? O tryumfie nie tyle grubej, co spasionej kreski, oddzielającej mroki historii od teraźniejszości. Czy nie mamy wrażenia, że ówczesny system komuny powstaje? Tu chyba jest ogromny dramat ojczyzny. Współczesny aparat władzy jest mocno związany z mrokami historii. Doradca prezydenta, profesor Nałęcz, sam ostatnio wspominał, że należał do PZPR. Dwadzieścia lat był członkiem tej partii. Tadeusz Zwiefka, szef sztabu wyborczego PO kilkanaście lat należał do tej samej partii…

[koniec_strony]

Prezydent Bronisław Komorowski na pogrzebie wypowiedział takie słowa: „Pragnę także serdecznie podziękować duszpasterstwu wojskowemu i za przypomnienie przez biskupa polowego tego, że w tym momencie już przestają się liczyć ziemskie nasze oceny, że w tym momencie rozpoczyna się sąd Pana całej historii. Całej skomplikowanej i trudnej historii. Pana wszystkich ludzkich i polskich losów.” Słowa te nie napawają pokojem. Są bardzo „podchwytliwe”. Zapowiadają jakby zamknięcie historii. Tej mrocznej. Czy w rzeczy samej już przestają liczyć się nasze ziemskie oceny?  Mam wrażenie, że sąd PANA nad historią człowieka został „upolityczniony”.  Czy to znaczy, że nie można słowa powiedzieć w tym temacie?

Zmarły Wojciech Jaruzelski mówił, że ludzie wiary uważają partię, socjalizm za nowotwór. On sam twierdził, że religia jest takim nowotworem. „U nas część towarzyszy traktuje Kościół, religię jako nazwijmy to znów obrazowo, dziedziczną chorobę, która nas toczy od tysiąca lat, i uważa, że można jakimś wstrząsem tę chorobę wyleczyć. Z kolei Kościół uważa, że partia, socjalizm to jest nowotwór, który się pojawił w tym narodzie. Z tym że jedni z nich uważają, że jest to nowotwór złośliwy, który trzeba jak najszybciej usuwać i robić wszystko, żeby on z życia narodowego został usunięty. A drudzy traktują to jako nowotwór niezłośliwy, no który trzeba od czasu do czasu nakłuwać, no ale z którym trzeba żyć i go tolerować. I ja myślę, towarzysze, [że] my się musimy przyzwyczaić do [tej] dziedzicznej choroby. To nie znaczy, że z nią się godzić, a to znaczy, że nie dopuszczać do tego, aby ona się rozpowszechniała, rozszerzała. A na odwrót, robić wszystko, żeby wszędzie tam, gdzie można, ona się cofała”.

Czy mamy przyzwyczaić się do tej dziedzicznej choroby? Czy mamy się z nią godzić, żyć? Wydaje się, że idąc tropem słów zmarłego i odwracając ich znaczenie, trzeba robić wszystko, aby ta choroba partii i socjalizmu cofała się, a nie rozrastała. Taka forma pogrzebu, mam wrażenie, była trochę zgodą na współistnienie społeczeństwa i komunistycznej przeszłości.

Dla człowieka wiary wydarzenie to było pięknym znakiem tryumfu miłości nad prawem. Miłosierdzia nad sprawiedliwością. Z tego należy się nam cieszyć. Modlić się o nawrócenie dla każdego, kto jest ogarnięty duchem systemu bez miłości. Módlmy się o wiarę dla nas. Mam nadzieję, że spotkam w niebie Wojciecha Jaruzelskiego. Nawet jeśli to spotkanie będzie poprzedzone moim czyśćcem, będę w pełni szczęśliwy… Chciałbym też tam zobaczyć Michnika, Urbana i wielu innych…

Br. Marcin Radomski OFM Cap

*Autor korzystał z  Biuletyn IPN 10(45)/2004, s. 82-91 oraz z inspiracji Zbigniewa Girzyńskiego w programie „Kawa na ławę” z dnia 1 czerwca 2014 roku

**Oprac. MaR