W sejmowych kuluarach mówi się, że "bohaterowie" afery taśmowej mogą trafić na listy, ponieważ posiadają wiedzę, która może być „instrumentem nacisku na Ewę Kopacz” - informuje portal niezalezna.pl

Marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa - Błońska przekonuje, że nie widzi nic złego w tym, aby pojawili się na listach wyborczych Platformy Obywatelskiej politycy nagrani w aferze taśmowej.

- Dedykowałbym pani marszałek Kidawie-Błońskiej pojęcie – moralność. Niech wróci do definicji pojęcia moralność, odpowiedzialność za Rzeczpospolitą, niech wróci do pojęcia uczciwość wobec społeczeństwa. Taśmy prawdy, które znamy, w większości wyraźnie pokazały, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy tych wartości absolutnie nie przestrzegają [...] Pani Marszałek Sejmu twierdzi, że taśmy prawdy nie będą kotwicą dla tych ludzi, że nie będą tym kamieniem młyńskim u szyi w polskiej polityce, który każe zanurzyć na zawsze w nicości tych polityków i nigdy ich nie wyciągać na wierzch – to ja mam wątpliwości co do morale pani marszałek Sejmu - mówi poseł Adamczyk z PiS.

Natomiast poseł Jarosław Gowin twierdzi, że "arogancja władzy najbardziej uwidoczniła się na taśmach. One obnażyły prawdę o zachowaniach, motywacjach czołowych polityków PO. Jeśli dziś mieliby się oni pojawić na listach, to byłoby to szyderstwem z normalnych obywateli".

- Tacy politycy jak Andrzej Biernat czy Cezary Grabarczyk mają i struktury, i wiedzę, która jest czy może być instrumentem dużego nacisku na Ewę Kopacz. Ewa Kopacz najzwyczajniej w świcie boi się o utrzymanie swojego stanowiska, stanowiska przewodniczącej partii i w związku z tym Andrzej Biernat czy Cezary Grabarczyk na listach się znajdą – tłumaczy Jarosław Gowin.

KZ/Niezalezna.pl