Film, który zrobiłeś z Leszkiem Dokowiczem cieszył się na pokazach bardzo dużą popularnością. Jest głód takiej tematyki? Film jest tak dobrze zrobiony?

 

- Faktycznie, było kilka pokazów przedpremierowych. Zaskoczyła nas absolutnie frekwencja. Ludzie wchodzili niemal drzwiami i oknami, a którzy nie mogli wejść, bo nie było już miejsca, słuchali tylko ścieżki dźwiękowej filmu. Dlaczego tak jest? Myślę, że Bóg chce aby ludzie ten film oglądali. Odpowiada on na zaproszenie Pana Boga, które jest skierowane do serca człowieka. Bóg mówi w nim o sobie. Kim Jest, jaki Jest, jakie są Jego pragnienia wobec człowieka. Pan Jezus otwiera się przed człowiekiem.

 

Jesteście z Leszkiem osobami, które znalazły swoje miejsce w Kościele. Dlaczego chcieliście zrobić właśnie taki film? Modliliście się? Mieliście głód takiej tematyki?

 

- Mieliśmy taki moment w życiu, że powierzyliśmy razem z Leszkiem całkowicie swoje życie Jezusowi Chrystusowi, również swoją pracę zawodową. Mamy z Panem Jezusem osobistą relację. Rozmawiamy z Nim, modlimy się, staramy się uczestniczyć jak najczęściej w Eucharystiach. Chcieliśmy podzielić się tym doświadczeniem osobistej relacji z Bogiem z innymi ludźmi. Na adoracji miałem problem, powracającą racjonalną myśl, że klęczę przed kawałkiem chleba, a nie przed Ciałem Boga. Chciałem to pojąć sercem, zrozumieć. Myślałem też, że inni mogą myśleć podobnie, że taki film im pomoże. To była nasza motywacja. Zrobiliśmy wcześniej film „Duch” o Duchu świętym i chcieliśmy zrobić kolejny o Panu Jezusie, drugiej osobie Trójcy Przenajświętszej.

 

Film był kręcony w Nowym Jorku, Rwandzie, Sokółce na Podlasiu, które z tych miejsc najbardziej ciebie poruszyło?

 

- Z jednej strony było bardzo osobiste doświadczenie bliskości Boga w Sokółce, gdzie mogliśmy stać 20 cm od cudu i patrzeć na niego. Największe jednak doświadczenie, gdzie Bóg jest żywy we wspólnocie było w Rwandzie. Na Mszy świętej w święto Bożego Miłosierdzia i w dniu beatyfikacji Jana Pawła II było 80 tys. osób. To było bardzo wzruszające, bo po latach cierpienia, naprawdę straszliwego cierpienia - Bóg przychodzi ze swoją mocą. To się czuje, gdy się modli, śpiewa i przyjmuje komunię. Tam Kościół nie jest w defensywie, który poniżany i musi się bronić. Tam się bardzo rozwija, jest młody i silny. To przypomina trochę pierwsze wieki chrześcijaństwa i ten powiew Ducha świętego, o który czytamy w Dziejach Apostolskich dzieje się w Afryce i bardzo przyjemnie jest na to patrzeć.

 

Do kogo kierujecie swój film? Do przekonanych, wątpiących, zniechęconych?

 

- Przede wszystkim do letnich katolików, którzy są w Kościele, chodzą do świątyni, ale jest jakas bariera między nimi, a Bogiem. Może nasz film ożywi ich wiarę? Ważne, aby mieć na jeden milimetr otwarte serce na Pana Jezusa, mieć to przyzwolenie, aby Bóg do mnie mówił.

 

Film "Ja Jestem" zostanie dodany na dvd do "Gościa Niedzielnego".

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski