Berlin powinien wsłuchać się w apel Polski i Grecji w sprawie reparacji, nawet jeżeli nie spełni tych żądań finansowych - pisze Leonid Bershidsky na łamach "Bloomberga".

 

We wtorek Grecy oficjalnie poinformowały Niemcy o chęci rozpoczęcia negocjacji w sprawie reparacji wojennych. Chodzi o straty, jakie w skutek niemiecko-włoskiej agresji Grecja poniosła w latach 1941-1944. Według Aten minimalna kwota to 292 mld euro.
Polacy, jak przypomina "Bloomberg", szacują własne straty na dużo większe. To prawdopodobnie blisko biliona dolarów.

Zdaniem Bershidskiego nawet jeżeli te żądania są częściowo motywowane emocjami elektoratu, to nie jest to cała prawda. Jak pisze autor "Bloomberga", sprawy reparacji tak naprawdę nigdy nie załatwiono. Wprawdzie ZSRR zobowiązał się w 1945 roku do zapłacenia Polsce ze swojego udziału w reparacjach, ale to nie wystarczyło. Także Grecy otrzymali jedynie ułamek z całości reparacyjnej kwoty. Później umów prawnych było jeszcze wiele i Niemcy uważają dziś, że od strony legalnej sprawa jest zamknięta. Według Bershidsky'ego nie można jednak abstrahować od strony moralnej.

Polacy "podkreślają nie bez racji, że to zachodnie kraje Europy, a Niemcy przede wszystkim, skolonizowały wschodnią Europę, przejmując rynki i wyciskając maksymalnie dużo zysków dla siebie przy jednoczesnym braku podnoszenia poziomu życia w tych krajach". Wprawdzie Polska też zyskała na przemianach, a Ateny po prostu źle zarządzały swoim budżetem, ale wszystkiego to jeszcze nie przesądza.

"Według mnie jednakże jest jeden przeważający argument, który nakazuje Niemcom potraktować sprawę poważnie i zrozumieć, czego naprawdę chcą Polacy i Grecy. Wszystkie trzy państwa są członkami Unii – pokojowego projektu, który ma na celu zapobiec zniszczeniom podobnym do tych, za jakie odpowiadała nazistowska ambicja. Jako podstawowy czynnik, ze względu na który utworzenie Unii było koniecznością, Niemcy są nie tylko jej głównym motorem ekonomicznym, ale też ponoszą większą niż inne państwa odpowiedzialność za jej skuteczność" - pisze Bershidsky.

Zdaniem autora nawet jeżeli niemieckim wyborcom dzielenie się pieniędzmi nie przypadnie do gustu, to politycy muszą pamiętać, że ich kraj jest obarczony etycznym brzemieniem.

"W końcu większa solidarność – zrównoważona kontrolami przeciwko pokusie nadużycia – może tylko wzmocnić UE i strefę euro i zwiększyć konkurencyjność Unii na arenie międzynarodowej" - wskazuje publicysta.

W jego ocenie jeżeli Berlin nie zapłaci Polsce i Grecji żądanych kwot - których zresztą obecnie nawet nie ma - to powinien bardziej przychylać się do ich głosu w kwestiach ekonomicznych.

bsw/forsal.pl