W mediach zawrzało. „Dostępne na rynku podręczniki uczą... jak bić dzieci” (Głos Wielkopolski), „Dzieci jak muły. „Jak trenować dziecko” w prokuraturze” (TVN24), „Poradnik dla rodziców: rózga i ciągnięcie za włosy” (Polskie Radio), „Czy dzieci są jak szczury? Prokuratura bada podręcznik o biciu” (Dziennik.pl), „Mądra miłość”, czyli lanie w siedmiu krokach” - to tylko niektóre tytuły artykułów na temat publikacji Oficyny Wydawniczej Vocatio.

 

Chodzi o książki „Mądra miłość” Betty N. Chase i „Jak trenować dziecko” Michael'a i Deby Pearl, które właśnie ukazały się nakładem warszawskiego wydawnictwa. Kupić ich już jednak nie można, bo po medialnej nagonce Piotr Wacławik, szef Oficyny Wydawniczej Vocatio podjął decyzję o wycofaniu publikacji ze sprzedaży.

 

Co takiego kontrowersyjnego znalazło się w tłumaczeniach amerykańskich autorów wydanych przez Vocatio? Według Doroty Zawadzkiej, superniani, Fundacji KidProtect, Fundacji Mama a także szeroko piszących o nich dziennikarzy (którzy nota bene książki znają chyba jedynie z okładki) to po prostu poradniki jak bić dzieci. Głos w sprawie zabrał również Rzecznik Praw Dziecka, Marek Michalak, który skierował do prokuratury wniosek dotyczący publikacji. - Tu uprzedmiotawianie dziecka, nie do zaakceptowania w XXI wieku (...). Książka ma charakter podręcznika i zaleca tresowanie dzieci za pomocą rózgi – powiedział Michalak i podkreślił, że w książce dzieci są porównywane do mułów, myszy i szczurów, które również można wytresować tak, by reagowały na określone bodźce.

 

Michalak swoje działanie argumentuje tym, że w Polsce zakaz bicia dzieci jest gwarantowany zapisem ustawowym, zaś książka zachęca do jego łamania. Obecnie, sprawa badana jest z artykułu 255 Kodeksu karnego, który mówi o nawoływaniu do popełnienia przestępstwa. - Za ten czyn grozi kara grzywny, ograniczenia wolności do dwóch lat więzienia – mówił w rozmowie z TVN24 Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej.

 

Po takiej nagonce księgarnie szybko zaczęły wycofywać publikacje ze swojej oferty. Także na Facebooku powstała akcja „Zdejmijmy instrukcje bicia dzieci z półek księgarni”. Założyła ją Anna Golus z kampanii „Kocham, nie daję klapsów”. - Nasze książki mocno i wyraźnie stawiają zawsze na pierwszym miejscu miłość jako fundament wychowania dzieci. Manipulowanie ich treściami, w imię rzekomych "humanistycznych" celów, jest obrzydliwe i chore. Jednak nie zaskakuje mnie to. W końcu to szatan też często podaje się z anioła światłości (2 Kor 11,14-15) po to by zwodzić, kogo się tylko da. Ostatecznie jednak to po owocach można poznać każde drzewo. Żadna propaganda medialna tego nie zmieni jeśli nie daliśmy się jeszcze zupełnie ogłupić – mogliśmy przeczytać w oświadczeniu Piotra Wacławika sprzed kilku dni, kiedy jeszcze kontrowersyjne książki można było kupić w Vocatio.

 

Wacławik, który przy okazji skrytykował wprowadzenie ustawy penalizującej zwykłe rodzicielskie dyscyplinowanie dzieci w miłości, po kilku dniach zdecydował się jednak na wycofanie książek ze sprzedaży. - Pragnę jednak podkreślić, że zarzuty stawiane publicznie tym książkom nie odpowiadają faktycznemu ich przesłaniu, którym jest mądre i świadome wychowanie dzieci w miłości i dyscyplinie, o jakiej mówi Pismo Święte. Biblijne nauczanie jest w tej mierze jednoznaczne: dzieci powinny być nie tylko wychowywane z miłością w poszanowaniu Bożych zasad, Bożej moralności, właściwych granic, ale i właściwie przygotowane przez trening, by osiągać stawiane im cele wychowawcze. Trening ma kluczowe znaczenie w osiąganiu celów, tak jak to ma miejsce choćby w szkoleniu sportowców, lekarzy, policjantów czy sędziów. Biblijne zasady nauczania dzieci samokontroli i samodyscypliny (zwane w języku biblijnym karceniem) nie mają nic wspólnego z powszechnie rozumianym karaniem – czytamy w ostatnim oświadczeniu na stronie wydawcy.

 

Wacławik wyjaśnia, że karanie jest naznaczone odwetem czy chęcią zemsty, zaś biblijne karcenie motywowane jest miłością i zorientowane na rozwój dojrzałego charakteru i zbudowanie pozytywnej przyszłości osoby poddanej temu procesowi.

Szef Oficyny Wydawniczej Vocatio ubolewa, że polskie prawo nie potrafi dostrzec tych różnic. - Poprzez swoje sformułowania potępia wszystkie działania wychowawcze wobec dzieci, które noszą jakiekolwiek znamiona przymusu bezpośredniego. Na skutki nie trzeba będzie długo czekać. Tragiczne tego pokłosie widoczne jest już w Szwecji czy w Wielkiej Brytanii, gdzie rozpasana młodzież nie ma już żadnych granic, autorytetów, nie ma poszanowania dla struktur władzy ani dla praw innych ludzi – czytamy w oświadczeniu na stronie wydawcy.

 

Wacławik ma jednak nadzieję na powstanie ruchu społecznego na rzecz zmiany zapisów w Ustawie z dnia 1 sierpnia 2010 r. tak, by „potrafiła ona w mądry sposób chronić rodziny przed rzeczywistymi patologiami, a jednocześnie wspomagać zdrowe, kochające się rodziny, które chcą budować swoje relacje na biblijnych zasadach pełnych miłości, oddania i zdyscyplinowania, i które chcą nauczać swoje dzieci samokontroli i samodyscypliny”.

 

Trudno przewidzieć, czy kiedyś nadzieje Piotra Wacławika się spełnią. Pewne jest jednak to, że kontrowersji takich jak ta z publikacjami Vocatio czeka nas jeszcze wiele, bo dla rodziców, którzy chcą mądrze wychować swoje dziecko a jednocześnie uniknąć postępowego (i politpoprawnego!) bezstresowego wychowania, sprawa karania za pomocą klapsów pozostaje otwarta. Tym, co jest znamienite w przypadku historii z publikacjami Vocatio jest fakt, że larum podnieśli ci wszyscy wielcy obrońcy dzieci, którzy nie ruszyli nawet palcem, kiedy na przykład do Sejmu miała trafić ustawa całkowicie zabraniająca zabijania dzieci. Mariusz Dzierżawski z Fundacji PRO – Prawo do życia słusznie zauważa, że Marek Michalak sprzeciwia się biciu dzieci, podczas gdy ich zabijanie zdaje się mu wcale nie przeszkadzać.

 

- Wrażliwość na krzywdę najmłodszych jest rzeczą cenną, zwłaszcza w przypadku Rzecznika Praw Dziecka. W tym kontekście dziwi fakt obojętności pana Michalaka wobec zabijania dzieci chorych przed narodzeniem. Fundacja Pro – prawo do życia zwracała się Rzecznika o interwencję w sprawie mordowanych dzieci. Niestety nie doczekaliśmy się reakcji. Czyżby Marek Michalak uważał, że bić dzieci nie wolno, ale zabijać można? - pyta Dzierżawski.


Marta Brzezińska

 

Prof. Michał Wojciechowski: Te cytaty, na które powołują się media właściwie sprowadzają się do przesłania, że nieznośnemu dziecku można czasem dać po łapkach, a klaps może być lekiem na ataki histerii. Osobiście przyznam, że problemu może nie ująłbym tak dosłownie jak autorzy, bo moim zdaniem czasem przesadzają – to taki amerykański styl wyolbrzymiania. Oczywiście, klaps sam w sobie nie jest niczym szkodliwym. Nie ma żadnych powodów, by rodzicom zakazywać możliwości dania dziecku klapsa – tego chcieliby postępowcy, którzy tak agresywnie zaatakowali Vocatio.

 

Czy klaps może zaszkodzić? Na pewno nie. Gdyby tak było, to ludzkość dawno by wyginęła. Ale trzeba przede wszystkim zauważyć, że nigdzie, ani w książkach wydanych przez Vocatio, ani nigdzie indziej, nikt nie twierdzi, że trzeba dawać dzieciom klapsy! Nie ma takiego obowiązku. Ponadto, w Polsce obowiązuje ustawa zakazująca bicia dzieci ( co nie znaczy, że nie można jej krytykować).

 

To, co wydarzyło się z publikacjami Vocatio to klasyczny przykład cenzury. To tak, jakby domagać się wycofania książek, w których autor twierdzi, że szara strefa jest reakcją na zmianę podatków. Analogicznie, trzeba by zacząć ścigać tych wszystkich, którzy pozytywnie piszą o szarej strefie, bo przecież podżegają do niepłacenia podatków. To dokładnie taka sama sytuacja. A jeszcze dalej – można by na przykład ścigać wydawców książek na temat sztuk walki, bo to także podżeganie do przestępstwa. Jeżeli ściga się kogoś, kto wydał książkę, w której jest zdanie, że można dać dziecku klapsa, to dlaczego nikt nie ściga wydawców książek o aborcji? To podżeganie do zabijania! Nie wiem, czy nie powinniśmy zresztą zrobić takiej akcji.

 

Warto też sprawdzić, co ci wszyscy, którzy teraz podnoszą największy raban pisali na przykład o aborcji. Pani prof. Środa pluła na mnie, bo napisałem – powołując się na Pismo święte – że dziecku można dać klapsa, a sama jest zwolennikiem zabijania dzieci i to do momentu narodzin! Kolejny przykład – Rzecznik Praw Dziecka. Pomijam jego zaangażowanie w kwestii zaprotestowania przeciw aborcji, ale co pan Michalak zrobił, by na przykład zaprzestać demoralizowaniu małoletnich edukacją seksualną? Przecież molestowanie nieletnich jest karalne.

 

Za tym wszystkim stoi kompletny brak logiki i zła wola. To nie jest troska o los dzieci. Oni po prostu chcą zaatakować wydawcę katolickiego i szukają jakiekolwiek pretekstu, żeby to zrobić. Nie wierzę, żeby ktoś, kto godził się na aborcję, był szczerze zainteresowany losem dziecka, które dostanie klapsa w pupę.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska

 

Przeczytaj również:

 

Ks. Kowalczyk SJ: Miło wspominam klapsy