„Armia wchodziłaby do Polski o godzinie 16.35, bo o 16.30 wojsko kończy służbę i dopiero o 7.30 zaczyna się praca. Ten czas wystarczy, żeby opanować kraj” - dramatycznie ostrzegał na antenie radia TOK FM Paweł Kukiz, powołując się na opinię śp. gen. Sławomira Petelickiego, który miał twierdzić, że białoruskie wojsko opanuje nasz kraj w dwa dni.

„Mamy, z tego co pamiętam, 200 generałów, 1600 pułkowników i 33 tys. szeregowych, to jest 18 szeregowych na generała czy pułkownika. Jak tu poważnie mówić o obronności czy z dumą mówić o byciu naczelnym zwierzchnikiem sił zbrojnych? Najpierw jakieś siły muszą być! One nie istnieją, szeregowcy uciekają z wojska” - alarmował zamierzający startować w wyborach prezydenckich Kukiz.

Na jego wypowiedź szybko zareagował minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. Szef resortu uściślił na Twitterze, że mamy obecnie 86 generałów, zaś Kukizowi zarzucił, że ten nie wie, o czym mówi.

Portal Natemat.pl wraz z Michałem Likowskim, redaktor naczelny magazynu "Raport" postanowił sprawdzić, jak wygląda gotowość polskich sił zbrojnych. Tu wiele zależy oczywiście od oceny zagrożenia, jeśli jest ono niewielkie, to... oszczędza się pieniądze, dlatego właśnie polskie jednostki pustoszeją wieczorami oraz w weekendy.

Likowski w rozmowie z Natemat.pl przyznaje, że rzeczywiście, gdyby Polska została zaatakowana wieczorem, to byłby problem, bo większość wojskowych przebywa wtedy... poza jednostkami. Szef „Raportu” szybko dodaje jednak, że tak samo sytuacja wygląda na... Białorusi czy zachodnich okręgach Rosji. To efekt uzawodowienia armii i określenia konkretnych godzin pracy, co stało się standardem w europejskich krajach.

Ekspert uspokaja, że tak samo, jak Kukiz mógłby odpowiedzieć jakiś białoruski polityk. Zapewnia też, że sama Białoruś nie stanowi dla Polski zagrożenia, ale raczej Związek Białorusi i Rosji. Zdaniem Likowskiego, słowa Kukiza są jednak przesadzone i bezpodstawne.

MaR/Wiadomosci.gazeta.pl/Natemat.pl