Duńskie władze, przesiąknięte kompromitująca ideologią multi-kulti wpadły na totalnie pozbawiony zdrowego rozsądku pomysł: stawiają na "miękkie podejście" i oferują pomoc powracającym ... dżihadystom.

Rzecz ma miejsce w  Aarhus. Tamtejsze władze rozważają "miękkie podejście" odnośnie dżigadystów, którzy powracają do Danii z krwawej wojny w Syrii i Iraku. Oferują młodym dżihadystom nowatorski program resocjalizacyjny, mający im pomóc w powrocie do normalnego życia.

Informacja ukazała się w niemieckiej "Süddeutsche Zeitung". Okazuje się, że w ciągu ostatnich dni młodzi terroryści "udzielili mnóstwa wywiadów. Rozmawiali z korespondentem "New York Timesa", dziennikarzem francuskiej gazety, z BBC, CNN, "Guardianem" i "Washington Post". Komendant policji Jørgen Ilum i komisarz Allan Aarslev w prezydium policji w duńskim Aarhus z wypiekami na twarzach wyliczają przedstawicieli mediów, którzy zasypali ich prośbami o wywiad. Policjanci odnoszą wrażenie, że cały świat z uwagą patrzy na ich miasto i obserwuje skuteczność nowatorskiego programu resocjalizacji dżihadystów" - informuje niemiecka gazeta.

- Na dobrą sprawę chodzi o normalny program zapobiegania przestępczości. Tyle że w tym przypadku skupiamy się na islamskich ekstremistach i terrorystach - wyjaśnia komendant Jørgen Ilum. Chodzi o dżihadystów z duńskim paszportem powracających z wojny na Bliskim Wschodzie. Władze Aarhus witają ich z otwartymi ramionami, niezależnie od tego, czy walczyli po stronie zwolenników Państwa Islamskiego. Staną przed sądem, jeśli będzie można im udowodnić udział w zamachach terrorystycznych. Jednak w większości przypadków to niemożliwe.

Okazuje się, że dla władz duńskiego miasta ważna staje się .... no właśnie, co? Włodarze Aarhaus chcą zapewnić młodym dżihadystom powrót do normalności, normalnego życia. Nie widzą, że to właśnie jest ich normalne życie: nawracać niewiernych albo zabijać. Istny Bareja po duńsku. 

A jak wygląda duński program powrotu do życia - normalnego!? "Po powrocie do Aarhus młodych bojowników islamskich czeka najpierw rozmowa na posterunku policji. Funkcjonariusze pytają domniemanych terrorystów, dlaczego zdecydowali się na wyjazd do Syrii, czy potrzebują wsparcia psychologa i oceniają, czy islamiści stanowią zagrożenie dla społeczeństwa. - Oczywiście nie jesteśmy tak naiwni, by wierzyć w ich wersje wydarzeń - dodaje komisarz Allan Aarslev. Chodzi o to, by nawiązać z młodymi ludźmi kontakt. Władze miasta oferują im pomoc psychologiczną i medyczną, oddają do ich dyspozycji doświadczonego pracownika socjalnego, pomagają w znalezieniu pracy, mieszkania i podjęciu nauki. W ten sposób islamiści otrzymują szansę stania się na powrót normalnymi obywatelami". 

Policja w Aarhus stara się za wszelką cenę zapobiegać radykalizacji miejscowej młodzieży islamskiej. Ale jak widać podejście resocjalizacyjne nic nie dało, a może nawet pogłębiło problem. Warto wiedzieć, że "do końca 2013 roku z Aarhus wyjechało do Syrii trzydziestu młodych bojowników. To niepokojąco wielu w mieście dorównującym wielkością Wiesbaden. Według agencji informacyjnej PET z Aarhus rekrutuje się jedna trzecia 90 duńskich dżihadystów, walczących po stronie Państwa Islamskiego".

Aarhus - co bardzo istotne - jest siedzibą meczetu Grimhøjvej, jednej z dwunastu świątyń muzułmańskich w mieście. To w nim wygłaszał płomienne kazania islamski kaznodzieja nienawiści Abu Bilal Ismail, który latem ubiegłego roku podczas wizyty w Berlinie wzywał do "zagłady syjonistycznych Żydów". Duńska policja ma informacje, że meczet jest znany z działalności rekrutacyjnej dżihadystów. Co najmniej 22 z 30 bojowników walczących w Syrii odwiedzało meczet Grimhøjvej. Policja chce wywrzeć presję na kierownictwie meczetu i zmusić ich do współpracy z władzami. - Oświadczyliśmy im: "Jeśli nie przyczynicie się do rozwiązania problemu, staniecie się jego częścią" - opowiada burmistrz Jacob Bundsgaard. Na parapecie w jego gabinecie stoją duże płytki z literami do gry Scrabble. Tworzą słowo "imagine". Burmistrz marzy o mieście, w którym nikt nikogo nie wyklucza ze względu na religię i pochodzenie. Marzy o mieście otwartym i przyjaznym, jak budynek ratusza, znany z pięknej architektury, przestronnych okien, strzelistego dziedzińca. Ochroniarz przy wejściu informuje, że gabinet burmistrza mieści się na górze, po lewej stronie od schodów. Nie pyta o nazwisko ani o cel wizyty. Wystarczy zapukać do drzwi". Na razie cała polityka, ideologia multi-kulti poległa. Islamski radykalizm rozwija się w najlepsze w takich właśnie, zachodnich miastach jak Aarhus, gdzie tolerancja pojęta według lewicowej utopi stała się fundamentem budowania społeczeństwa obywatelskiego. Burmistrz miasta do nudności mówi, że  wierzy w integrację muzułmanów, a nie kary i restrykcyjne ustawodawstwo. - W ten sposób nie zmienimy sposobu myślenia tych młodych ludzi".

Cóż, cała ta sytuacja w mieście Aarhus pokazuje jedynie, że albo Europa pozbędzie się wreszcie tego balastu rewolucji 68 albo zostanie całkowicie zawłaszczona przez islamski terror. Jak widać nic nie zmienia się w mentalności wnuków rewolucji obyczajowej 68 nawet po dramacie jaki miał miejsce w Paryżu. Co ma się jeszcze wydarzyć, by zmienić podejście do radyklanych muzułmanów? 

mm/tag/Süddeutsche Zeitung/Onet