- Kilka miesięcy temu pojechaliśmy do Katowic i rozmawialiśmy z szefem Ruchu Autonomii Śląskiej Jerzym Gorzelikiem. Miło nas powitano i zaoferowano pełną współpracę - podkreśla Zbigniew Paliński, przewodniczący RAM i mieszkaniec Mrągowa.



Nie ukrywa, że statut mazurskiego stowarzyszenia to niemal kopia statutu RAŚ. Pełnymi garściami RAM chce też czerpać z innych śląskich doświadczeń. - To nam pochlebia. Cieszymy się, że możemy być dla kogoś wzorem i chętnie pomożemy - mówi Michał Kieś, szef katowickiego oddziału RAŚ.

 

- Kultura, tradycja - to ważne, ale dla nas liczy się przedw wszystkim gospodarka. Nie możemy się równać z bogatym Śląskiem. Jesteśmy zaniedbani, wisimy ciągle na klamce Warszawy i mamy tego dość - podkreśla Zbigniew Paliński. Podaje przykład swojego rodzinnego Mrągowa, gdzie od 10 lat władze nie potrafią wybudować 10-kilometrowego kanału łączącego miasto z wielkimi jeziorami. - Nam chodzi o gospodarkę i o możliwość decydowania o sobie. Zarządzanie centralne się nie sprawdza. Naszym celem jest Polska regionów - mówi Paliński.

 

Mazurscy autonomiści są na początku drogi. Tworzą koła, pracują nad stroną internetową i gazetką, propagują swoje idee. W planach mają start w wyborach samorządowych, a w dalszej przyszłości - kto wie, może także w parlamentarnych. Szef katowickiego RAŚ-iu ujawnia, że mieszkańcy Mazur nie są jedynymi, którzy kontaktowali się ze Ślązakami. - Inne regiony też wyrażała zainteresowanie ideą autonomii. Te rozmowy są jednak na tak wstępnym etapie, że nie chcę ujawniać szczegółów - mówi Michał Kieś z RAŚ.

 

Nie chcemy czytelników straszyć RAŚ-iem i przewodniczącym Gorzelikiem, bo robią to inne media. Ważniejsza jest odpowiedź na pytanie co oznacza owa mazurska inicjatywa?


Nie jest to stowarzyszenie autochtonów, bo tych już prawie nie ma - 90 proc. z potomków polskich Mazurów wyjechało do Niemiec, po tym jak ich potraktowano w PRL. Tacy ludzie jak Paliński najprawdopodobniej są rzeczywiście rozgoryczeni korupcją, biurokracją i bezładem w tzw. administracji samorządowej. Problem w tym, że lekarstwo może być gorsze od choroby, bo Polska nie ma tradycji federalnej, o której marzy lider RAŚ. Jest wiele państw unitarnych, gdzie samorządy mają realną władzę. Szkoda, że przewodniczący Gorzelik nie opowiedział przybyszom z Mazur, jak sitwa rządziła na Śląsku w latach 90. i później. Wszyscy lokalni politycy wiedzieli o gigantycznej korupcji w górnictwie, o przekupywaniu zwiazków zawodowych itd. I przez lata mało kto buntował się przeciw tym układom. Jeśli stworzymy system federalny, to bardzo prawdopodobne, że Polska będzie skladała się z takich udzielnych księstw rządzonych przez lokalnych bonzów. 

 

Jedno jest pocieszające: mazurscy autonomiści nie mają ambicji, by domagać się uznania własnej narodowości i języka. Gdyby tak się stało, słowo "mazurzyć" nabrało by zupełnie innego znaczenia.


Dziennik Zachodni/PSaw