Portal Fronda.pl: Premier Ewa Kopacz zapowiedziała, że Polska przekaże Ukrainie pomoc w postaci 100 mln euro kredytu wiązanego. To konkretne wsparcie czy raczej znowu działanie pozorowane?

Arkadiusz Czartoryski, PiS: Wypowiedź pani premier jest bardzo niezrozumiała. Premier tłumaczy, że jest to kredyt, ale wiązany, że jeżeli będzie potrzeba jakiejś odbudowy, to zajmą się tym polskie firmy. Jednak odbudowa będzie potrzebna dopiero, gdy skończy się wojny – a nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Jest to więc znowu pewne hasło. Gdy przejrzymy różnego rodzaju społeczne strony internetowe, to dowiemy się, co naprawdę potrzebne jest Ukrainie. Nie jest to obietnica 100 mln na odbudowę po wojnie, ale konkretne rzeczy: sprzęt optyczny dla żołnierzy, buty, ubrania, żywność dla cywilów. Mamy informację o ludziach, którzy naprawdę głodują, a nikt im nie pomaga. Jeżeli chcemy udzielić jakiegoś wsparcia, to pomóżmy dzieciom, kobietom, starcom – tym, którzy cierpią najbardziej w tym konflikcie. Wypowiedź pani premier zakrawa bardziej na popisywanie się, niż na konkretny projekt.

Może pani premier woli pozorowane działania, bo nie chce drażnić Rosji?

Ostatnie dni są właściwie zadziwiające. W Platformie Obywatelskiej jest jakiś PR-owiec, który podpowiada pani premier, jak atakować PiS. I słyszymy, że PiS jest za wojną, a Platforma za pokojem. A tymczasem następuje cała seria dziwnych zachowań ze strony polityków PO, które gwałtownie zaostrzają stosunki Warszawy i Moskwy. Dziś dowiedzieliśmy się, że Rosja podjęła decyzję o eksmisji polskiego konsulatu w Petersburgu, konsulatu, którego tradycje sięgają do początków XX wieku. Moim zdaniem chwila, w której zapadła ta decyzja, nie jest przypadkowa.

Wiele zamieszania wprowadził też minister Schetyna swoimi ostatnimi wypowiedziami.

Bóg raczy wiedzieć, czemu miały służyć jego słowa o Ukraińcach wyzwalających Auschwitz. Spowodowało to gwałtowną reakcję ze strony Rosji. Przykładów takich dziwnych wypowiedzi i działań jest więcej. Z jednej strony Polska nie liczy się w polityce międzynarodowej jeśli chodzi o konflikt Ukrainy i Rosji; premier i prezydent są tu schowani, wyizolowani z tego dialogu o pokój. Z drugiej strony mają miejsce zadrażnienia powodowane przez bzdurne, niezręczne wypowiedzi ministra spraw zagranicznych.

Prezydent Bronisław Komorowski zaproponował, by zorganizować na Westerplatte swoiste obchody rocznicy zakończenia II wojny światowej, co podchwycił wczoraj właśnie minister Schetyna. To dobry pomysł?

Obchody w Moskwie są dla Polski historycznie nie do uzasadnienia. Nie wygraliśmy II wojny światowej w takim sensie, jak przedstawiają to Rosjanie, Francuzi czy Anglicy. Nie mieliśmy powodów do radości, bo w tym samym czasie do obozów na Majdanku trafiali żołnierze 27 wołyńskiej Armii Krajowej i tak dalej, i tak dalej. Armia Czerwona chociażby w moim rodzinnym mieście, w Ostrołęce, w 1945 roku biła się z partyzantami Armii Krajowej. Świętowanie w Moskwie jest więc nieuzasadnione z polskiego punktu widzenia. Rzeczywiście powinniśmy szukać własnych pomysłów na obchodzenie rocznicy zakończenia II wojny światowej. Proszę zwrócić uwagę, że prezydent Bronisław Komorowski tłumaczy swoją propozycję dość dziwnie. 8 maja na Westerplatte nie miałoby być święta zakończenia wojny, tylko jakaś dyskusja na temat świata powojennego, jakiś panel naukowców. Prezydent stara się jak może, byle tylko nie powiedzieć, jak wyglądało dla Polaków zakończenie II wojny światowej. A i tak niczego to nie daje, bo komunikaty rosyjskiego MSZ są w związku z tym w stosunku do Polski jednoznacznie agresywne.

A jak w ocenia Pana ministra wygląda polityka historyczna obecnej władzy w odniesieni do roli Sowietów w II wojnie światowej?

Nie radzimy sobie, można powiedzieć, od 17 września – z małymi wyjątkami, jak dynamiczna i aktywna polityka wschodnia śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jednak tak na dobrą sprawę Polska ponosi w tej sprawie klęskę za klęskę. Chciałbym zapytać, dlaczego nie ma ani jednego filmu fabularnego o agresji ZSSR na Polskę 17 września 1939 roku? Ten sam błąd, który popełnił Rydz-Śmigły, mówiąc: z Sowietami nie walczyć, kołacze się gdzieś tam z tyłu głów polityków rządzących partii PO i PSL, a także dużej części elit naukowych i kulturalnych. Mamy setki filmów o agresji niemieckiej, a ani jednego o agresji sowieckiej. A była to przecież równoważna agresja, Sowieci zajęli połowę Polski i eksterminowali mniej więcej tylu Polaków, co Niemcy. Nie ma na ten temat nie tylko filmów, ale także polityki historycznej. Polska nie wie, jak poinformować świat o tym, co miało wówczas miejsce.

Można przypuszczać, że gdyby nowy rząd zaczął to dogłębnie zmieniać, to zaraz podniosły by się głosy części liberalnych „elit”, oskarżające o niepotrzebne drażnienie Rosji.

Albo jesteśmy państwem niepodległym i mamy możliwość budowania własnej wspólnoty narodowej i tożsamości historycznej, albo nie. Jesteśmy krajem, który miałby nie dotykać pomników chwały Armii Czerwonej tylko dlatego, żeby nie drażnić Rosji – i są tego efekty. Dzisiaj Polska nie pomaga Ukrainie, polscy politycy nie mieszają się do tej wojny; Polska zajęła tu całkowicie tchórzliwą pozycję. A Rosja tak czy inaczej uważa, że Polacy walczą w Donbasie. Rząd Putina powie to, co będzie mu wygodne bez względu na to, co będziemy robić. Pozostaje nam tylko honor i godność. A jeżeli tak, to zachowujmy się honorowo i dbajmy o naszych bohaterów; przypominajmy te fakty, które miały miejsce po 17 września 1939 roku, może wówczas świat będzie nas szanować. Bo dziś, niestety, sami się nie szanujemy.

No tak, widać to było choćby na przykładzie obchodów rocznicy wyzwolenia Auschwitz, na które nie zaproszono nikogo z rodziny Witolda Pileckiego.

Sprawiało to wrażenie pewnego niedouczenia. Żydzi potrafili zadbać o swoją historię i ją pokazać, a my się skompromitowaliśmy. Wypowiedzi, że nie można było przecież zapraszać wszystkich, czy że zaproszono tylko więźniów, są niepoważne. Kto w takim razie odszukał wnuka Hössa? Skoro można było odszukać wnuka Hössa, to można było odszukać też dzieci Pileckiego. 70. rocznica wyzwolenia Auschwitz była doskonałą okazją by pokazać historię Pileckiego. Trzeba korzystać z takich momentów i pokazywać takich ludzi, by zajmować w Europie godne miejsce, a nie być spychanym na margines. Przecież niektórzy oskarżają Polaków o współudział w Holokauście. By dać temu odpór nie można zaprzepaszczać takich okazji, jak świętowana niedawno rocznica.

Mówiąc krótko: nowy polski rząd powinien całkowicie przewartościować politykę historyczną?

Bezwzględnie. Uważam zresztą, że dziś nie ma w ogóle polityki historycznej, jest tylko pewna tchórzowska szarpanina. Te poddańcze listy do Rosji, czy można dotknąć takiego czy innego pomnika; fakt nieistnienia do dzisiaj żadnego rządowego pomysłu na Muzeum Żołnierzy Wyklętych… To są bardzo charakterystyczne sprawy, które świadczą, że nie istnieje w ogóle polityka historyczna. Pojawiają się różne inicjatywy, swoiste jaskółki dające nadzieję na zmianę, ale jest tego za mało. Obecnie tracimy świadomość młodych ludzi. W Polsce ukazuje się więcej filmów historycznych o dokonaniach Amerykanów, niż polskich filmów.

Widać wpływ tego braku polityki historycznej w podejściu młodych Polaków do wojny ukraińskiej?

Obserwuję pewien ferment wśród młodzieży. Jedni popierają Rosję, drudzy Ukrainę, trzeci uważają, że nie powinniśmy się w ten konflikt w ogóle mieszać. Brakuje tu wspólności polskiej wypowiedzi. Widziałem niedawno w mediach wypowiedź posła PiS Jana Warzechy, który zwrócił uwagę, że w Przemyślu karty Polaka otrzymują ludzie, którzy wprost hołubią armię UPA, która mordowała Polaków. Świadczy to o niebywale niskiej świadomości historycznej i narodowościowej tych, którzy te karty wydają. Ludzie, którzy nie wiedzą niczego o polskiej historii, wydają te karty tylko dlatego, że ktoś pochodzi z jakiegoś miasta. W dodatku ci młodzi Ukraińcy z kartą Polaka mówią, że chcieli uczcić Banderę i armię UPA. To coś niebywałego, ale trudno się temu dziwić: nie tak dawno rząd PO-PSL ograniczył w szkołach naukę historii, nie prowadzi też żadnej polityki historycznej. Straty będą niepowetowane, bo właśnie na historii opiera się tożsamość narodowa i budowa naszej wspólnoty.

Rozmawiał Paweł Chmielewski