„Godly Seed: American Evangelicals Confront Birth Control, 1873-1973” ukazuje, jak środowiskom proaborcyjnym i proantykoncepcyjnym udało się rozbić wspólnotę moralną chrześcijan w sprawie stosunku do antykoncepcji. Do lat 30. dwudziestego wieku stanowisko wszystkich chrześcijan w tej sprawie było wspólne. Chrześcijanie uważali, że o wielkości rodziny decydować ma Bóg, a nie człowiek posługujący się rozmaitymi sztucznymi technikami. Jednak później – w środowiskach protestanckich i to nawet ewangelikalnych – zaczęto uznawać, że sztuczna antykoncepcja jest dopuszczalna, a sprzeciw wobec niej to „sprawa katolików”.



Jak do tego doszło? Carlson nie pozostawia wątpliwości, że przyczyną była sprytna polityka środowisk (dodajmy, że zazwyczaj antychrześcijańskich, eugenicznych i nierzadko rasistowskich) propagujących „planowanie rodziny”. Zastosowały one tradycyjną politykę „dziel i rządź” i przekonały ewangelikalnych chrześcijan, że w imię wyswobodzenia sumień z „rzymskiego zniewolenia” trzeba pozostawić ewangelikalnym „wolność” w sprawie antykoncepcji. A jako, że antykatolicyzm w wielu z wyznań ewangelikalnych był istotnym elementem tożsamości, to posłużenie się nim, okazało się niebywale skuteczną techniką walki z tradycyjną moralnością chrześcijańską.



Carlson pokazuje jednak także, i to daje nadzieję, że obecnie część środowisk ewangelikalnych odwraca się od antykoncepcji, a nawet naturalnych metod planowania rodzin i uznaje, zgodnie z wielowiekową chrześcijańską tradycją, że dawcą życia i jedynym, który naprawdę wie, ile dzieci powinno mieć małżeństwo jest Bóg. Rodziny takie pozostawiają więc decyzje w sprawie swojego potomstwa samemu Bogu. Zjawisko to pokazuje zresztą, że autentycznie przeżywane chrześcijaństwo prowadzi zazwyczaj do takich samych wniosków moralnych. I daje nadzieję na prawdziwy ekumenizm, który nie byłby ignorowaniem różnic, ale stawianiem im czoła w duchu Ewangelii.



Tomasz P. Terlikowski