"Postępowanie dotyczące tzw. Antify jest prowadzone w sprawie podejrzenia złamania ustawy o ochronie danych osobowych i publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa" - powiedział dziennikowi Paweł Wierzchołowski, szef Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. Chodzi o opublikowaną przez bojówkę tzw. listę faszystów na której znalazły się personalia zupełnie przypadkowwych osób (czytaj TUTAJ - przyp. red.), w tym pracownika Państwowego Muzeum na Majdanku, który organizował wystawy poświęcone Holokaustowi. 

 

- Serwery na których jest strona, znajdują się w Teksasie, więc tutaj szukałbym odpowiedzi na zamieszczanie, bez najmniejszych obaw, danych osobowych - mówi informator portalu Fronda.pl. Prokuratura wciąż pracuje nad ustaleniem tego faktu.

 

"Mamy już pewne ustalenia dotyczące stanu dowodowego. Prokuratura jednak nie wystąpiła o zablokowanie strony Antify, więc dane osobowe i adresowe umieszczonych na niej osób są nadal publicznie dostępne" - powiedział "Rz" Wierzchołowski. Przekonuje, że na tym etapie prokuratura nie ma możliwości wydania takiej decyzji. 

 

Stwierdzenie prokuratora jest zaskakujące, ponieważ Prokuratura Okręgowa objęła nadzór nad postępowaniem, a na stronie Antify nadal publikowane są teksty, wzywające do przemocy. Ostatnio na celowniku bojówki znalazł się dziennikarz "Gazety Polskiej" Filip Rdesiński, którego "antyfaszyści" okrzyknęli mianem "konfidenta", co w środowisku chuliganów oznacza jedno: wskazanie celu ataków. Na witrynie Antifa.bzzz.net opublikowano również jego zdjęcia. Na stronie nadal można znaleźć, wcześniej wspomnianą, "listę faszystów".

 

Natomiast przestało już istnieć zamknięte forum Antifa Skins, którego zawartość - jako pierwszy - ujawnił portal Fronda.pl (czytaj TUTAJ - przyp. red.). Później to samo zrobiła "Rzeczpospolita". Właśnie dlatego prokuratura wszczęła postępowanie, które następnie... umorzyła. Śledczy nie wykluczają jego wznowienia. Wciąż próbują odtworzyć zawartość strony.

 

Aleksander Majewski