Angela Merkel traci nie tylko poparcie społeczne, ale także - polityczne. Z krytyką jej polityki imigracyjnej wystąpił wczoraj prezydent Niemiec, Joachim Gauck. Co ważne, to prezydent, którego na urzędzie ulokowała sama Merkel - za Odrą bowiem prezydenta wybiera Zgromadzenie Narodowe, kontrolowane przez rządzącą w kraju partię. 

Gauck powiedział, że chociaż docenia wielką chęć pomocy, jaką prezentują obecnie Niemcy, to jednak możliwości jego kraju są "ograniczone", a to oznacza w praktyce, że nie będzie można przyjmować wszystkich. Choć nie powiedział tego wyraźnie, to jest jasne, że swoje przemówienie skierował przeciwko kanclerz Merkel, która jeszcze niedawno głosiła hasło: "Wir schaffen es!", "Damy radę", przyjmiemy wszystkich. 

Prezydent ostrzegł też przed islamskim ekstremizmem. Choć także w tej kwestii wypowiedział się nader "politpoprawnie", to położył duży nacisk na konieczność wpajania imigrantom "niemieckich wartości", takich jak świeckie państwo. Podobnie jak wielu innych polityków sceptycznych wobec migracji, Gauck zwrócił uwagę na konieczność zdecydowanie lepszego strzeżenia granic europejskich.

Pytanie, czy niemiecki rząd weźmie sobie te zarzuty do serca i naprawdę zacznie racjonalniej podchodzić do kryzysu migracyjnego?

bjad/Die Welt