Tomasz Wandas, Fronda.pl: Stacjonująca w obwodzie kaliningradzkim 152ta brygada rakietowa jest wyposażana w nowe zestawy rakiet Iskander-M; wejdą one do służby na początku 2018 roku - podał w sobotę dziennik "Kommiersant", powołując się na źródło zbliżone do sztabu generalnego Rosji. Jaki jest Pana komentarz, do tego wydarzenia.

Andrzej Talaga: Najpierw trzeba zwrócić uwagę jaką bronią w ogóle posługują się brygady rakietowe armii rosyjskiej. Z wszystkich brygad tylko dwie nie mają jeszcze pocisku typu Iskander-M. Rosja wstrzymywała się z umieszczaniem tej broni w obwodzie kaliningradzkim z dwóch powodów: po pierwsze mimo wszystko kieruje się ona zasadą „nie wszystko na raz”, i po drugie starała się nie drażnić NATO rozmieszczając tak blisko jego granic tego typu systemy.

Wszystkie inne systemy, oprócz tego typu umieszczone są na właściwym terytorium Rosji. Nie ma ich na przykład na terytorium Białorusi. Z racji, że Iskander-M został umieszczony pomiędzy dwoma krajami należącymi do sojuszu, w bardzo newralgicznym miejscu, trzeba, abyśmy podjęli zdecydowane kroki. 

Jak zatem trzeba odczytywać ten ruch?

Jest to ruch, który trzeba postrzegać jako duże zagrożenie. W tym momencie prawdopodobnie już wszystkie brygady armii rosyjskiej będą w tę broń uzbrojone. Warto dodać, że NATO jak dotąd na swojej wschodniej flance nie dysponuje systemami broni, które mogłyby zestrzelić rakietę Iskander-M (tak naprawdę to nie wiadomo czy w ogóle istnieją rakiety, które byłby w stanie je zestrzelić).

Czy nikt nie próbował tego robić nawet podczas ćwiczeń?

Nikt na poligonie nie zestrzeliwał rakiet Iskander-M, ani żadnej innej podobnej, gdyż takiej nie ma. Dlatego też to, co się stało, jest sytuacją poważną. Jeśli miałoby dojść do najgorszego, to salwa tej brygady byłaby w stanie sparaliżować Polskę.

Wspomina Pan, że Rosja starała się nie drażnić sojuszu, dlaczego zrobiła to tym razem, co się zmieniło?

Tak, wyraźnie przestało jej zależeć na tym, aby nie drażnić sojuszu, wskazują na to chociażby różne prowokacje związane z przestrzenią powietrzną. Widać, że od niedawna Rosja stała się może nie tyle co agresywna, co ryzykancka w swoich poczynaniach militarnych. Moim zdaniem jest to dalszy krok do eskalacji napięcia, które sprzyja zewnętrznej polityce Rosji dlatego, że im więcej „podlatywania” w przestrzeń powietrzną NATO, im więcej takich systemów jak Iskander-M, czy systemów "Kalibr" wystrzeliwanych z okrętów, bądź z brzegów w kierunku okrętów, tym większa i skuteczniejsza reakcja NATO.

W tym kontekście bardzo "ładnie" wpisuje się zapowiadane kupno –nie wiemy jak ostatecznie będzie czy faktycznie zostaną kupione – rakiet typu „Patriot”. Prawdopodobnie ten typ pocisku byłby w stanie zestrzelić rakietę typu Iskander-M.

Prawdopodbnie? 

Prawdopodobnie, gdyż nigdy nie wykonano takiej próby o czym wcześniej wspomniałem.

Rzeczniczka NATO Oana Lungescu w komentarzu dla "Kommiersanta" podkreśliła, że "wszelkie rozmieszczenie w pobliżu granic Sojuszu rakiet, które mogą przenosić głowice jądrowe, nie będzie sprzyjać zmniejszeniu napięcia" w relacjach z Rosją. Dodała, że NATO ma nadzieję, "iż Rosja w duchu przejrzystości przedstawi więcej informacji na ten temat". NATO po raz kolejny ma na coś nadzieję, względem Rosji. Czy ten język, wyważony i spokojny jest głosem odpowiednim?

Retoryka retoryką, jednak czyny są znacznie ważniejsze, a tu – w umacnianiu wschodniej flanki - NATO działa dość prężnie. Nie jest tak, że po naszej stronie nic się nie dzieje, widać, że sojusz przygotowuje się do odparcia ewentualnego ataku Rosjan. Ostatnio nawet retoryka amerykańska została zaostrzona i ewidentnie pokazuje, że ma dość tego typu zagrywek ze strony Rosji.

Co na to Rosjanie?

Czyny i retoryka rosyjska zakładają wprowadzenie taktycznych pocisków jądrowych na różnych środkach przenoszenia, nie tylko na bombach lotniczych jak jest obecnie, które odpowiedzialne byłyby za przenoszenie ładunków nuklearnych o małej mocy.

I?

Taką bronią jest właśnie Iskander-M. Trzeba jasno powiedzieć, że te rakiety nie są przeznaczone do uderzeń strategicznych, czyli tych o dużej mocy, a taktycznych – świadczy o tym choćby ich zasięg. Te rakiety są rozmieszczane, montowane zupełnie legalnie dlatego, że tych rakiet, o takim zasięgu nie obejmuje porozumienie o likwidacji rakiet średniego zasięgu (mają zasięg poniżej 500 km), a Iskander-K, czyli ten wzbogacony o pocisk manewrujący (ten mający większy zasięg) nie znaduje się odpowiednio blisko granic sojuszu. 

Jak na to odpowiedzieć?

Wydaje mi się, że pewnego rodzaju odpowiedzią jest rotacyjna obecność systemów „Patriot” w naszej części kontynentu, np. w Szwecji, Polsce. Są to konkretne odpowiedzi sojuszu. Nie jest tak, że jeśli sojusz używa języka o którym pan wspomina, który jest nazwijmy to "uprzejmy", to nic się nie dzieje, oj nie.

Rosyjski dziennik cytuje też komentarz uzyskany w polskim MSZ. "Aktywna militaryzacja obwodu kaliningradzkiego, trwająca już kilka lat, wywołuje zaniepokojenie wszystkich krajów w regionie i poza jego granicami" - głosi to oświadczenie. Czy nie jest to zatem poddanie się rosyjskiej grze? Czy nie jest to pokazanie strachu? I czy tym samym Rosja osiąga zamierzony cel?

Co innego mówi się w sferze medialnej, dyplomatycznej, a co innego w sferze realnej. Prawda jest taka, że Polska nie ma jak bronić się przed tymi rakietami i cokolwiek by MSZ powiedział, czy zrobił, łagodnie czy ostro, to z punktu widzenia rosyjskiego nie ma to większego znaczenia. Rosjanie będąc w posiadaniu tych rakiet mają absolutną przewagę taktyczną.

W czym zatem rzecz?

Nie w tym rzecz, aby odpowiadać ostro, ale w tym, aby budować systemy obronne przed tego typu rakietami. Jeżeli będziemy mieli systemy obrony, które wykluczają uderzenie rakietowe na Polskę, to wtedy sytuacja taktyczna Polski byłaby zupełnie inna, ale na to trzeba będzie jeszcze sporo poczekać.

Polska bardzo długo nie będzie jeszcze w stanie sama zbudować takich tarcz antyrakietowych, być może uda się nam to osiągnąć, ale tylko w ramach sojuszu.

Nie możemy narzekać, że Rosjanie postępują tak a nie inaczej, to nie powinno nas dziwić – powinniśmy raczej jak najszybciej odpowiedzieć im działaniami adekwatnymi.

Czyli jak?

Po pierwsze budując obronę przeciwrakietową, a po drugie budując systemy ofensywne, czyli uderzeniowe, tak aby uderzyć w Rosję, kiedy ta uderzy w nas.

W ocenie prezydent Litwy w obecnej sytuacji NATO powinno przyśpieszyć decyzję w sprawie planów obrony państw bałtyckich. Chodzi o ułatwienie przemieszczania się sił zbrojnych w regionie i zapewnienie obrony powietrznej. Czy sojusz spełni w przyspieszonym tempie te oczekiwania?

Litwa i inne państwa bałtyckie już są objęte specjalną obroną, dokumenty taktyczne zawierające szczegółowe informacje obrony tych państw są tajne. Ciężko zatem mówić jakie konkretnie działania podjęłoby NATO, gdyby doszło do ataku na Litwę, to z pewnością pani prezydent może czuć się bezpiecznie, gdyż NATO nie zostawi ich bez pomocy. Zresztą, obrona powietrzna Litwy już jest zapewniona poprzez dyżurne samoloty w ramach NATOwskiej misji patrolowania nieba państw bałtyckich.

Może nie jest to wystarczająca ilość?

Na chwilę obecną jest to ilość wystarczająca. Gdyby natomiast doszło do konfliktu zbrojnego to natychmiast pojawiłby się tam samoloty z innych baz, polskich czy niemieckich. Nie jest zatem tak, że NATO jest kompletnie nieprzygotowane do obrony Litwy. Trzeba jednak przyznać, że państwa bałtyckie, w tym Litwa sporo zrobiły w ostatnim czasie, aby zadbać o zapewnienie sobie większej obrony niż w poprzednich latach. Niech Litwa nie narzeka, że nie jest objęta planami obrony, bo jest, zamiast narzekać może dalej iść w kierunku samo zbrojenia się. 

Dziękują za rozmowę.


Materiał zawiera prywatną opinię Andrzeja Talagi