Portal Fronda.pl: Niemiecka koalicja rządowa podjęła decyzję o obniżeniu wieku emerytalnego – ci, którzy przepracowali 45 lat będą mogli pójść na emeryturę w wieku 63 lat. Komentatorzy zwracają uwagę, że reforma zwiększy wydatki państwa o około 900 mln euro rocznie. Jak Pan ocenia takie rozwiązanie?

Prof. Andrzej Sadowski, Centrum im. Adama Smitha: Sytuacja w Niemczech nie różni się od tej w Polsce, bo rząd ustala wiek emerytalny, który nie zależy od obywateli. W tym momencie w Niemczech ten wiek został skrócony ze względów politycznych i – moim zdaniem – w oparciu o fałszywą kalkulację, że dzięki temu zwiększy się liczba miejsc pracy w niemieckiej gospodarce i nie będzie tego zjawiska, które widać czasami w Europie. Chodzi mianowicie o dużą ilość młodzieży, która pozostaje bez możliwości zatrudnienia. Uznano zapewne, że zwiększenie kosztów socjalnych jest lepsze, niż zwiększanie zasiłków dla bezrobotnych. Ale to jest cały czas fałszywa alternatywa.

A jak widziałby Pan propozycję przyjęcia takiego rozwiązania w Polsce? Czy jest taka możliwość i czy w ogóle byłoby to dla nas korzystne?

System przyjęty w Polsce (oraz wielu innych europejskich państwach) jest systemem, który działał tylko w momencie rosnącej demografii. Kiedy demografia wygląda tak, jak wygląda nie da się zapewnić wystarczająco wysokich i satysfakcjonujących emerytur. Nie ma co kopiować i naśladować niemieckich rozwiązań. Polski rząd, w przeciwieństwie do niemieckiego, powinien uczciwie powiedzieć, zwłaszcza młodym ludziom, że nie dostaną emerytury w tym systemie, przy tym zadłużeniu. Muszą więc dbać o siebie, zakładać rodziny, mieć dzieci, bo tylko to jest rozwiązaniem problemu. Proszę zauważyć, do czego może doprowadzić przyjęte w Niemczech rozwiązanie za kilka lat. Przyjdzie inna koalicja rządowa, która może wydłużyć czas pracy, tak jak robią to kraje skandynawskie, które mają przecież zapasy ropy i innych surowców, co pozwala im na finansowanie wyższego poziomu życia obywateli.

Rozm. MaR