Ministrowie Marek Gróbarczyk i Paweł Szałamacha przedstawili dziś projekt tzw. ustawy stoczniowej. Zakłada on m.in. zwolnienie dostawców stoczni z podatku VAT za części do budowy statków, wybór między CIT a zryczałtowanym 1-procentowym podatkiem od wartości sprzedanej produkcji, a także możliwość włączenia stoczni do Specjalnych Stref Ekonomicznych. Ustawa ma wejść w życie 1 stycznia 2017. Jak odniesie się Pan do tego projektu?

Andrzej Sadowski( Centrum im. Adama Smitha): Bardzo dobrze, że polski rząd proponuje takie rozwiązania. Skoro są możliwe i korzystne dla przemysłu stoczniowego, to możliwe są równie dobrze dla każdej innej produkcji w Polsce. Tymi propozycjami polski rząd potwierdził, że dotychczasowy system podatkowy jest szkodliwy nie tylko dla przemysłu stoczniowego, ale i dla każdego innego. Warto przypomnieć propozycję zmiany poprzedniego rządu o radykalnym obniżeniu opodatkowania pracy polskich marynarzy. Rząd uznał wtedy, że tak wysokie opodatkowanie ZUS-em, składkami i podatkami czyni pracę polskich marynarzy na międzynarodowym rynku nieopłacalną. Jest to kolejny dowód, że polskie rządy mają świadomość złych rozwiązań, ale zamiast zaproponować zmianę systemu dla wszystkich, próbują wyłącznie stosować „miejscowe znieczulenia”.

Resort finansów widzi w tej ustawie szansę na odbudowę polskiego przemysłu stoczniowego, ważne jest jednak zaangażowanie konstruktorów, inżynierów czy samych stoczni, by tę szansę wykorzystać. Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie?

Jeżeli obowiązujące rozwiązania podatkowe są szkodliwe dla stoczni, to są również dla pracujących w nich inżynierów. Należy znieść szkodliwy i czasochłonny podatek dochodowy oraz opodatkowanie pracy tak wysokie jak wódki, sprawiające, że nie będzie problemu z pozyskaniem do tej odbudowy konstruktorów czy inżynierów. Skoro rząd polski zamierza nie pobierać podatku VAT i pozwolić na płacenie 1 procenta podatku przychodowego dla firmy, to może też zaproponować zmianę podatków i ich wysokości dla konstruktorów i budowniczych okrętów oraz pracowników pozostałych branż naszej gospodarki.

Projekt nie uwzględnia na razie reaktywacji stoczni w Szczecinie. Czy uważa Pan, że powinno to nastąpić?

Przemysł stoczniowy w Polsce miał nie najgorszą kolejkę potencjalnych inwestorów z całego świata. Jednak ówczesny rząd twierdził, że nie ma pośpiechu, koniunktura na przemysł stoczniowy będzie zawsze i on sam wybierze moment dopuszczenia inwestorów do polskich stoczni. Koniunktura skończyła się, kolejka również, bo inwestorzy wycofali się, a polskie stocznie zaczęły upadać. Polski rząd ma bardzo ograniczone możliwości finansowe. Odblokowując możliwości inwestycji w polski przemysł stoczniowy znów przyciągnie zainteresowanie  inwestorów. Zmiany w systemie podatkowym i niezabieranie stoczniom pieniędzy w takiej skali są lepsze i nie trzeba dodatkowo zabierać pieniędzy podatnikom, aby dawać je stoczniom.

Jakie znaczenie ma Pana zdaniem reaktywacja stoczni dla gospodarki w Polsce?

Rząd ma możliwości odblokowania aktywności i możliwości wszystkich przedsiębiorstw w Polsce, które istnieją i nie trzeba ich reaktywować. Wystarczy uwolnić je od szkodliwych przepisów, a dadzą z sobie więcej niż dotychczas. Jeżeli rząd chce reaktywować stocznie, to powinien to zrobić metodą, jaką rząd USA podtrzymał funkcjonowanie niektórych koncernów samochodowych. Rząd USA mianowicie zainwestował w te koncerny, ale gdy stanęły na nogi, spłaciły te pieniądze, tak jak spłaca się pożyczki bankowe.

Z mojej strony to wszystko, dziękuję za rozmowę

Również dziękuję.