Andrzej Pietruszka

Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku zaczął odradzać się Kościół katolicki na Ukrainie, a świątynie, które w czasach ZSRR były nieczynne, ponownie, często po trudnych bataliach o zwrot, mogły pełnić funkcje sakralne. Podobne zmiany miały też miejsce na Ziemi Lwowskiej, która jest usytuowana na pograniczu ukraińsko-polskim. Dużą zasługą w tym są starania miejscowych Polaków, dziś przeważnie osób starszych oraz tych, których już nie ma wśród nas. Świątynie odbudowywano od podstaw, częściowo udało się przywrócić ich dawną świetność.

Prawdą jest też, że nieliczne kościoły były otwarte w czasach komuny, chociażby we Lwowie, Samborze, Stryju, Mościskach, Nowym Mieście, ponieważ kapłani sprawujący posługę w tych świątyniach, pomimo szykan oraz obelg ze strony władz, pozostali z tymi wiernymi, którzy nie wyjechali do Polski w ramach ekspatriacji. Dzięki bohaterskim księżom i ich niezłomnej postawie przetrwała wiara, ale również polskość, bo Kościół katolicki w ZSRR miał wymiar symboliczny oraz był jedynym miejscem, gdzie Polacy czuli się Polakami. A co nie mniej ważne, udało się uratować świątynie przed całkowitą dewastacją oraz rujnacją. Przecież kościoły to także zabytki, które mają wartość historyczną, artystyczną, są świadectwem minionych epok oraz wytworem naszych przodków.

Są również i takie obiekty architektury sakralnej, które do tej pory co raz bardziej popadają w ruinę ze względu na brak Polaków, szerzej rzecz ujmując, rzymskich katolików w danych miejscowościach. Zauważyć należy, że w przekonaniu miejscowych kościół to „polski kościół”, pomimo tego, że znajduje się na terenie państwa ukraińskiego. Nawet, jeśli świątynie wznosili Polacy, dziś są wspólnym dziedzictwem obecnego pokolenia, niezależnie od narodowości. Utożsamianie Kościoła katolickiego wyłącznie z Polską, tak samo jak nazywanie świąt katolickich „polskimi świętami” czy też księdza „księdzem polskim” jest niedorzeczne, ale takie określenia będą jeszcze długo używane przez miejscowych Ukraińców.

Jaka przyszłość czeka świątynie rzymskokatolickie znajdujące się na Lwowszczyźnie? Chciałbym, na przykładzie niektórych kościołów w rejonie starosamborskim, przedstawić kilka własnych refleksji, które niekoniecznie będą musiały się urzeczywistnić. Po pierwsze, kościoły mogą zostać przekazane cerkwi greckokatolickiej lub prawosławnej. Przykładem może być kościół w Skeliwce (dawniej Felsztyn), ponieważ wiernych prawie nie zostało, świątynia co raz bardziej popadała w ruinę. Obecnie są sprawowane msze w obrządku greckokatolickim, a świątynia przynajmniej nie stoi pusta, nie niszczeje, lecz pełni funkcje religijne. Po drugie, nie wykluczone jest również to, że kościoły mogą stać puste, wilgotnieć itp. Po trzecie, mogłyby zostać przekazane pod opiekę organizacji, która zajmuje się ochroną zabytków.

Wynika więc pytanie, skąd ta organizacja miałaby być: z Polski czy Ukrainy? Świątynie ewentualnie mogłyby przejść pod zarząd władzy obwodowej lub rady wiejskiej, które przeznaczyłyby koszty na remont oraz utrzymanie kościoła. Jest mało prawdopodobnerównież to, że władze ukraińskie będzie stać na renowację oraz utrzymanie kościoła, gdyż państwo jest biedne. Gdyby nawet Ukraina wyszła na prostą za kilkadziesiąt lat, to i tak większość pieniędzy raczej przeznaczano by w pierwszej kolejności na kwestie gospodarcze, a potem w grę wchodziłyby cele kulturalne. Bardziej wiarygodna mogłaby być pomoc w pracach renowacyjnych i remontowych sakralnych budowli ze strony Polski. Kuria we Lwowie również mogłaby sprawować pieczę nad zabytkiem.

Obecnie Kościół katolicki w państwie ukraińskim ma ukształtowaną strukturę, na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat wielokrotnie zwiększyła się liczba parafii, ale niepokojącym jest jeden aspekt. Przykładowo, na Starosamborszczyźnie są parafie, w których ilość wiernych jest bardzo mała. W zdecydowanej większości są to osoby starsze, natomiast znikoma jest ilość osób młodych czy w średnim wieku. Pragnę zauważyć, że problem nie polega na tym, że młodzież nie uczęszcza do kościoła na msze, jej po prostu prawie nie ma. Wynika więc pytanie, co będzie z tymi parafiami za 20 i więcej lat? Jaki będzie ich los? Co będzie ze świątyniami? Jako przykład przytoczę tutaj wspomnianą wyżej parafię w Nowym Mieście, która jest jedną z nielicznych nieprzerwanie działających po wojnie, w czasach ZSRR bardzo żywa oraz prężna. Kościół nie zamknięto, bo na miejscu pozostał ksiądz Jan Szetela, który nie wyjechał do Polski. Gdzie był kapłan, tam zazwyczaj była czynna świątynia.

Co niedziela na msze święte do Nowego Miasta przyjeżdżali Polacy z tych miejscowości, gdzie kościoły były zamknięte. Nowomiejska parafia była nie tylko centrum religijnym, ale również kulturalnym, ostoją polskości oraz symbolem utraconej Ojczyzny dla Polaków na Starosamborszczyźnie i nie tylko. Świątynia w czasach komunistycznych była wypełniona wiernymi po brzegi, otrzymała wtedy tak naprawdę „drugie życie”, gdyż nie została zamieniona na magazyn, kino itd.

Od lat 90. XX wieku, gdy Polacy z okolicznych miejscowości przestali uczęszczać na msze do nowomiejskiego kościoła, ponieważ odzyskali swoje świątynie, do parafii zaczęli należeć wyłącznie Polacy z Nowego Miasta, Posady, Komarowic czy Grodziska. Pomimo kardynalnych zmian, które zaszły w tamtym czasie, grono parafian było jednak liczne. Potem stopniowo zaczęło odchodzić na wieczną wartę starsze pokolenie. Młodzi natomiast wyjeżdżali na studia czy do pracy do większych miast, w dużej mierze także do Polski, gdzie pozostawali na stałe. Proces ten trwa do dnia dzisiejszego. Mamy więc do czynienia z brakiem zastępowalności pokoleń: starsi odchodzą, a młodych parafian praktycznie nie ma.

Zabytki, które przetrwały komunę, mogą nie przetrwać czasów współczesnych. Nawet jeżeli pozostanie, załóżmy, kilku katolików, czy kościół będzie nadal czynny? Na to pytanie bardzo trudno odpowiedzieć w chwili obecnej. Przedstawiona powyżej kwestia może w przyszłości dotyczyć okolicznych kościołów: m. in. w Niżankowicach, Miżyńcu, Czyżkach, Grabownicy, Dobromilu, Chyrowie, Starym Samborze. Dziś jeszcze w tych świątyniach są sprawowane nabożeństwa, bo są oddani kapłani, którzy sumiennie pełnią swoje codzienne obowiązki.

Nasuwa się pytanie: czy Kościół katolicki na wspomnianych terenach w niedalekiej przyszłości czeka wiele wyzwań? Jeśli tak, oby sobie z nimi poradził.

Andrzej Pietruszka, Polak z Drohobycza, współpracuje z Kurierem Galicyjskim, mieszka i pracuje w Krakowie