Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: W związku z 36. Rocznicą podpisania Porozumień Sierpniowych, chciałabym z Panem pomówić, jak odbiera Pan wydarzenia Sierpnia ‘80, z perspektywy osoby, która w nich uczestniczyła

Andrzej Gwiazda, współzałożyciel NSZZ “Solidarność”: Był to daleko posunięty, obustronny kompromis. Jednak nie jesteśmy dziś w stanie ocenić jego słuszności, podobnie jak nie byliśmy w stanie zrobić tego wówczas. W Polsce narastała fala strajków i już w 1980 roku byliśmy świadomi, że być może zaprzepaszczamy wielką szansę strajku generalnego. Jednocześnie, ewentualna zgoda na jakieś porozumienie mogła zostać przecież „zastąpiona” czołgami. W związku z tym właściwie aż do dziś nie potrafimy odpowiedzieć, przynajmniej kompetentnie, na pytanie, czy wtedy- podpisując przedwcześnie to porozumienie- „stchórzyliśmy”; czy też wykazaliśmy się mądrością, nie narażając tego, co już zostało wypracowane. Porozumienie Sierpniowe było w zasadzie złamaniem systemu totalitarnego, ponieważ oficjalna zgoda na działanie w takim systemie niezależnej organizacji łamie ten totalitaryzm. Uważaliśmy, że w ten sposób zdobywamy cenne narzędzie do dalszej walki, jak również do nauczenia społeczeństwa walki w porozumieniach instytucjonalnych. Gdyby udało nam się osiągnąć ten cel, stan wojenny byłby bezcelowy, gdyż społeczeństwo pozbawione kierownictwa i organizacji nadal wiedziałoby co robić i potrafiłoby stawić skuteczny opór. Niestety, przyjęty został system wodzowski, który zaowocował tym, że gdy uderzono na nas zbrojnie, społeczeństwo musiało od nowa wymyślać metody dalszej walki o honor. Ponadto, społeczeństwo-celowo- nieprzygotowane na atak zbrojny, przeżyło duży szok, który w znacznym stopniu sparaliżował jego możliwości.

A czy fakt, że sygnował je Lech Wałęsa, w jakiś sposób kładzie się cieniem na te wydarzenia?

Bez wątpienia. Chociażby przyjęcie sprzecznego zapisu o uznaniu przez związki zawodowe kierowniczej roli PZPR w państwie. Do tej pory nie przebiło się do opinii publicznej, że- jakkolwiek ważne było to, co społeczeństwo miało okazję obserwować, co działo się wtedy przy tym stole- tekst porozumienia powstawał w kameralnym gronie, w zamkniętym pomieszczeniu i przez cały czas trwała walka o każde słowo, przecinek, przyimek... „Przyjmujemy to sformułowanie, pod warunkiem, że po tym słowie będzie przecinek”/ „Nie, my się na to nie zgadzamy”. Istota Porozumień Gdańskich tkwiła bowiem w precyzyjnych sformułowaniach. Musiały one być dla przeciwnika „do przełknięcia”. Na przykład zgodziliśmy się na zmianę nazwy z „Wolne Związki Zawodowe” na „Niezależne Samorządne Związki Zawodowe”, ponieważ komunistom słowo „wolne” nie przeszłoby przecież przez gardło. Oczywiście, nie za darmo się na to. Nie pamiętam dokładnie, lecz w którymś merytorycznym punkcie uzyskaliśmy znaczne ustępstwa. Wystarczy porównać Porozumienie Szczecińskie i Gdańskie. Siedzieliśmy tam godzinami, dzień po dniu, od rana do wieczora, bez przerwy na papierosa, bo paliło się przy stole; i „tłukliśmy” te sformułowania, słowo po słowie, w odpowiednim szyku, tak, aby rzeczywiście druga strona nie mogła się z tego łatwo wyplątać. Jako przykład móglbym przytoczyć Pani ostateczną dyskusję, czy może raczej przepychankę, na temat Wolnych Związków Zawodowych. To odbywało się już w obecności kamer. Komisja rządowa nie chciała się zgodzić na rejestrację nowego związku, ponieważ polskie prawo przewiduje tylko jeden związek zawodowy. W odpowiedzi wyjąłem Kodeks Prawny i pokazałem, że sformułowanie „związki zawodowe” jest pisane małą literą, a więc jest to rzeczownik pospolity. I właśnie takie drobiazgi to było złamanie resztek oporu. Byliśmy więc w trudnej sytuacji, ponieważ taki zespół negocjacyjny powinien drobiazgowo przygotować taktykę rozmów, rozpisać nasze kwestie na głosy, przewidzieć różne możliwości. A my nie mogliśmy tego zrobić, ponieważ wiedzieliśmy, że w komisji będzie agent bezpieki. Jeżeli zdradzi opracowaną taktykę rozmów, to nie ma przecież gorszej sytuacji, niż zastosowanie taktyki znanej przeciwnikowi. Dlatego musieliśmy przyjąć „technikę improwizacji”, co dawało drugiej stronie dużą przewagę, mimo to nie poddaliśmy się.

Działacze opozycji czasów PRL bardzo się “podzielili”. Przez całe lata na legendy “Solidarności” firmowano Lecha Wałęsę, Bogdana Borusewicza, Władysława Frasyniuka czy Henrykę Krzywonos. Ta ostatnia w wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” zapowiadała, że będzie uczestniczyć w obchodach rocznicy Podpisania Porozumień Sierpniowych, ale z politykami PO, gdyż obecny “rząd ogranicza wolność słowa”, a opozycja mówi temu “dość”...
Co do pani Krzywonos, nie było nas przy tym, lecz znaleźliśmy świadków, że została przysłana do stoczni już po zerwaniu strajku przez Lecha Wałęsę, by strajk “tak jakby” się utrzymał, co jest niezwykle ciekawe. Wszyscy delegaci z zakładów, gdy przychodzili na bramę, meldowali, z jakiego są zakładu, pokazywali również dokumenty. Zachowywali się przy tym godnie. Jednak Henryka Krzywonos, gdy tylko się pojawiła, od razu zrobiła strażnikom awanturę, że musi wejść, bo jest tramwajarką. Kiedy tylko Lech Wałęsa ją zobaczył, bardzo się ucieszył. Nie jest natomiast prawdą, że Henryka Krzywonos wypowiedziała do Wałęsy słowa: „Sprzedaliście nas! Teraz wyduszą nas jak pluskwy”, ponieważ... po prostu nie było jej wówczas w stoczni. Nieprawdą jest również, że brała udział w tworzeniu listy żądań strajkowych. To wszystko zmyślenia, co budzi podejrzenia, że nie tylko Wałęsa, ale również i Krzywonos była dobrze umocowana po”tamtej stronie”.

Podczas dzisiejszych uroczystości premier Beata Szydło złożyła kwiaty pod pomnikiem Ś.P. Anny Walentynowicz w Gdańsku-Wrzeszczu. Przez lata pani Anna Walentynowicz należała do “zapomnianych” postaci Sierpnia’80, a przecież praktycznie wszystko zaczęło się od Jej dyscyplinarnego zwolnienia. Czy wreszcie przywracamy pamięć o wszystkich bohaterach, nie tylko tych “koncesjonowanych”?

W ostatnim czasie mieliśmy dwie uroczystości. W kwietniu odbył się oficjalny pogrzeb mjr. “Łupaszki”, zaś trzy dni temu- Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. Po 70 latach milczenia Polska oddała bohaterom należne im cześć i honor. Ania też była poniekąd „Wyklęta”. Niemożliwe było na przykład, żeby Anię pokazała telewizja, również już w III RP. Do „Solidarności” należała cała masa ludzi, o których przez lata się nie mówiło. Przez dwadzieścia pięć lat w żywe oczy fałszowano historię, zamiast prawdziwej historii opowiadane były propagandowe bujdy, takie jak ta, że 21 postulatów napisali Henryka Krzywonos i Bogdan Borusewicz lub że przyjechał profesor z Warszawy i dyktował te żądania robotnikom albo oni jemu, bo wersje są różne. Ale już o tym, że trzeciego dnia Wałęsa zdradził Wybrzeże, zrywając strajk w stoczni, nie można było publicznie powiedzieć na dobrą sprawę przez ćwierć wieku rzekomo niepodległej Polski. Nie można było przedstawić przez te lata nawet tej historii, którą znało co najmniej kilkanaście tysięcy ludzi w Gdańsku, gdyż sami uczestniczyli w tych wydarzeniach. Dlatego to ważne, że państwo dziś angażuje się w te obchody. Władza reprezentuje wszystkich Polaków, więc uroczystości wreszcie są ogólnonarodowe. Państwo reprezentuje nawet Polaków z najdalszych krańców ojczyzny, którzy nie mogą wziąć w nich udziału z przyczyn bardzo prozaicznych, chociażby z powodu odległości. Państwo istnieje nie tylko po to, by broniło naszego honoru i czci, ale również- by wypowiadać się w imieniu ogółu, a przynajmniej większości obywateli. I obecnie to robi, wywiązuje się z tego obowiązku.

Dziękuję Panu za rozmowę.