Przewodniczący Europarlamentu, Martin Schulz powiedział, że „jest głęboko zaniepokojony i zszokowany doniesieniami o szpiegowaniu przez władze amerykańskie instytucji Unii Europejskiej” - po czym dodał - „Gdyby te informacje się potwierdziły, byłby to bardzo poważny problem, który znacząco zaszkodziłby relacjom między UE a Stanami Zjednoczonymi”. Sabine Leutheusser, niemiecka minister sprawiedliwości, w histerycznym tonie zażądała wyjaśnień i skonstatowała: „To wykracza poza nasze wyobrażenia, że nasi amerykańscy przyjaciele uważają Europejczyków za wrogów.”. Ich reakcja zdaje się wskazywać, że dotąd żyli w błogiej nieświadomości, w naiwnym przekonaniu, że amerykański wywiad Starym Kontynentem w ogóle się nie interesuje a rząd Baracka Obamy swoją politykę europejską prowadzi w oparciu o prasowe doniesienia i szczere rozmowy ze swoimi unijnymi partnerami. Śmiać się czy płakać?

Jeżeli wypowiedzi Schulza i innych europejskich prominentów nie są tylko i wyłącznie czczym gadaniem pod publiczkę to oznacza, że Unia nie ma praktycznie żadnej osłony kontrwywiadowczej,  że wystarczy odrobina wysiłku by poznać tajemnice brukselskich gabinetów, że każdy komu przyjdzie na to ochota może podsłuchiwać rozmowy prowadzone przez polityków najwyższego szczebla, czytać tajne dokumenty i przeglądać pocztę elektroniczną. To są zwyczajne jaja, żeby Unia, aspirująca do roli konkurenta gospodarczego Ameryki i powoli przekształcająca się w superpaństwo, nie miała wypracowanych procedur i systemów chroniących przed wywiadowczą penetracją. Jaja i kabaret, których nie wymyśliłby sam mistrz Bareja wspomagany przez grupę Monty Pythona – można się pośmiać, można się łapać za głowę, ale dziwić się, tak naprawdę, nie ma czemu.

Unia Europejska – mimo pięknych gadek o wspólnocie, mimo zapewnień o solidarności pomiędzy członkowskimi krajami, mimo całej tej otoczki i pozornej jedności – składa się z państw, które w większości (z drobnymi wyjątkami, takimi jak Polska) kierują się tylko i wyłącznie własnymi ambicjami, własnym narodowym egoizmem nie oglądając się na sąsiadów i ich interesy (doskonałym przykładem jest rura gazowa, która zablokowała świnoujski port). Jeżeli ktoś myśli, że Niemcy nie szpiegują Anglików, Anglicy Francuzów, Francuzi Hiszpanów a ci z kolei Włochów, jeżeli komuś się wydaje, że europejskie wywiady działają tylko i wyłącznie poza granicami UE to jest – w najlepszym wypadku – człowiekiem wybitnie naiwnym. W interesie żadnego z państw członkowskich nie leży stworzenie centralnego, unijnego kontrwywiadu, bo uderzałoby to w ich własne służby szpiclujące na potęgę swoich „europejskich przyjaciół”. Jeżeli zatem jakiś polityk wysokiego szczebla mówi o zdziwieniu wywiadowczą działalnością Amerykanów to można co najwyżej wzruszyć ramionami i zapytać go, czy aby przypadkiem wywiady Niemiecki, Francuzki, Brytyjski i Włoski nie działają na terenie Stanów Zjednoczonych. Jeżeli odpowiedź będzie przecząca to można go uznać albo za łgarza (co jest w tym wypadku uzasadnione), albo za kompletnego idiotę, który powinien czym prędzej poszukać sobie innej roboty.

Alexander Degrejt