Fronda.pl: Jak Pani nazwie to, że jedną z ulic Kijowa przemianowano na ulicę Romana Szuchewycza? Polityczna nieodpowiedzialność? Głupota?

Agnieszka Romaszewska, Biełsat: Na swoim profilu facebookowym pisałam, że to zarówno głupota, jak i uczynek niemoralny. Zdaję sobie sprawę, że to nie pierwszy incydent tego typu na Ukrainie. W różnych miejscach tego państwa podobnych upamiętnień jest sporo, ale tu mamy do czynienia z Kijowem – stolicą państwa. W Kijowie była już ulica Bandery, przy czym co do Bandery można było przyjąć, że to twórca pewnego kierunku, ale nie postać bezpośrednio odpowiedzialna za bestialstwa, czego próbują dowodzić jego obrońcy. Natomiast w przypadku Szuchewycza o tym nie może być mowy. Uważam, że to jest zatem niemoralne i w gruncie rzeczy głupie. Po co robić sobie tym problem? Być może relacje z Polską nie są dla Ukrainy najważniejsze, ale jednak są bardzo ważne. To zasadniczy sąsiad dla Ukrainy na Zachodzie i nie tylko my nie możemy uciec od Ukraina, ale i Ukraina nie może uciec od Polski, cokolwiek by sobie w Kijowie nie wyobrażano.

Czy to jest jedna z tych decyzji, które teraz nawet proukraińskim środowiskom w Polsce ciężko obronić?

Zdecydowanie tak. Sama jestem zaangażowana w politykę wschodnią, w samą Ukrainę może mniej, ale też, ze względu na zasadniczą sprawę. Otóż uważam, że – i tu się nic nie zmieni – rola Polski w Europie jest w jakiejś mierze funkcją jej roli na wchód od jej granic. Z takim potencjałem gospodarczym, militarnym Polska jest krajem średniej wielkości, jednak dosyć ubogim i w jakiejś mierze wagonikiem skazanym na przyczepienie do Niemiec. Dlatego nasze wpływy w Europie i waga Polski w Europie zależy od tego, co sobą prezentujemy na wschód od naszych granic. Ukraina to duży i ważny kraj z naszego punktu widzenia. Popierałam Ukrainę nie tylko wyłącznie ze względów negatywnych, tj. dlatego, że nie lubimy Rosji, to będziemy się przyjaźnić z Ukrainą. Jestem zdania, że z naszymi bezpośrednimi sąsiadami na wschód od naszych granic należy mieć jak najlepsze relacje i utrzymywać jak największe wpływy w imię interesów Polski. Niezależnie od tego, czy Rosja ich najedzie czy nie, moim zdaniem należy mieć z tymi krajami możliwie jak najlepsze stosunki. Zagrożenie rosyjskie jest tu dodatkowym motywem. Od pewnego czasu miałam poczucie, że trudno jest działać na niwie stosunków polsko-ukraińskich. Po pierwsze, jest sporo zadrażnień między obu krajami, a dodatkowo Rosjanie działają bardzo intensywnie, by relacje między Polską a Ukrainą zaogniać. Dla Rosji to sine qua non być albo nie być. Te dwa kraje mają łącznie tyle mieszkańców co Niemcy. To potęga w Europie Środkowej i dlatego dla Rosji to bardzo ważne, by oba kraje skłócić.

Szczególnie w dziedzinie historii jest sporo pól konfliktu?

Oczywiście. Nie tylko my zresztą mamy z Ukraińcami zaszłości historyczne. Mordy na Polakach w 1943-1944 roku, czystki etniczne to nasz problem we wzajemnych relacjach. Z drugiej strony Ukraińcy przeżywali lata upokorzeń, byli de facto pańszczyźnianym chłopstwem na polskich dworach. Rachunek krzywd po obu stronach jest oczywiście wysoki.

Uhonorowaniem imieniem Szuchewycza ulicy w Kijowie to jednak krok prowokacyjny. Gdyby w Białymstoku postanowiono zrobić ulicę „Burego” to osobiście bym protestowała. Żeby było jasne, jest te przestępstwa są nieproporcjonalne. Jedno było akcją zaplanowaną, a drugie takim rajdem, że tak powiem zdemoralizowanej partyzantki w trudnej sytuacji powojennej. Mimo to, osobiście bym protestowała.

Pani na swoim profilu przywołała opinię, iż w meczu Polska – Ukraina jest 2:0 dla Rosji. To dobry komentarz dla tej sytuacji?

Tak, to jedyny komentarz jaki nasuwa mi się co do tego kroku. To jak powtarzam głupota. Leżymy w podobnym regionie, łącznie mamy około 80 mln mieszkańców. Setki tysięcy Ukraińców pracuje w Polsce i w ogromnej mierze są to bardzo pracowici, porządni ludzie. Nie jest w interesie żadnej strony, by zadrażniać te stosunki. W ramach tego jest zasadnicza wskazówka, którą warto zadedykować politykom. Otóż warto byłoby nie chodzić sobie wzajemnie po odciskach. Tego należy przestrzegać. Z punktu widzenia ukraińskiego, nazwanie ulicy imieniem człowieka, który był współodpowiedzialny za mordy Polaków, to rzeczywiście w meczu Polska – Ukraina wynik 2:0 dla Rosji.

Spodziewa się Pani, że tego typu incydenty związane z polityką historyczną mogą mieć w przyszłości miejsce?

Niestety takie incydenty mogą się wydarzyć, co gorsza mogą się wydarzyć także po polskiej stronie. Na przykład na Podkarpaciu, gdzie spiera się cerkiew greckookatolicka z Kościołem katolickim, sytuacja jest poważna i próbuje się ją zaogniać. Cóż jednak poradzić, kiedy istnieją liczni ludzie niezdolni do kompromisu i to ich musi być na wierzchu, a inni po prostu są inspirowani przez Rosję. Połączenie tych dwóch rzeczy powoduje, że opadają ręce i nie wiadomo co w tej sytuacji zrobić. Polska w zaognianiu stosunków nie jest bez winy. Jednym z elementów tego było przekonanie, że my tak tupniemy i zaraz wszystko się zmieni. Tymczasem nic się nie zmienia.

Generalnie, spodziewam się kolejnych tego typu wydarzeń na Ukrainie, dlatego, że jest tak bardzo mała świadomość historii UPA. Jest świadomość, że była to formacja antykomunistyczna. Jak przyjrzeć się losom syna Romana Szuchewycza, Jurija, to były to losy naprawdę straszliwe. Ludzie z UPA rzeczywiście przeciwstawiali się komunizmowi, dostawali wyroki i siedzieli w łagrach, ale to nie zmienia faktu, że mordy w latach 1943-1948 nie były incydentami i starciami, ale zaplanowanymi mordami.

Dziękuję za rozmowę.