W Warszawie wybuchła kolejna afera, tym razem „afera pączkowa”. Chodzi o prowizoryczne stragany, rozstawiane każdego dnia w różnych miejscach Warszawy, na który można kupić kanapki, pączki, drożdżówki. Za znacznie niższą cenę niż w sklepie. Pączek zamiast 2,50 zł kosztuje tu złotówkę. Stragany są jednak nielegalne, a sprzedawcy mają już milionowe długi za niezapłacone mandaty od straży miejskiej.

Codziennie w ten sposób w Warszawie sprzedawanych jest 150 tysięcy pączków. Mandat, jaki dostają sprzedawcy, to 500 złotych. Problem w tym, że ich nie płacą, bo to w przeważającej mierze osoby niemajętne. Łączne zadłużenie sprzedawców to obecnie 3,4 miliona złotych. Pani Renata żali się, że nie dostaje już mandatów, a tylko wniosek do sądu, bo z mandatów uzbierało się aż 6 tysięcy złotych. Ściągnąć należności nie można, bo nie ma z czego – na trzymaniu trójka dzieci i zero dochodów.

Gazeta Wyborcza” twierdzi, że za sprzedażą stoi większy przedsiębiorca. Pączki dostarczać ma „Żaczek” - babicka cukiernia, która nie musi płacić dzięki temu za zajęcie miejskiego gruntu.

Tymczasem w Warszawie wciąż największym problemem nie są ubodzy sprzedawcy pączków, a afera reprywatyzacyjna, w której chodzi o nieporównywalnie większe sumy. Czy Hanna Gronkiewicz-Waltz usiłuje w ten sposób przykryć sprawę „mafii reprywatyzacyjnej”?

dam/Gazeta Wyborcza,Fronda.pl