Grzegorz Napieralski doprowadził lewicę do największej klęski w jej historii w III RP. To nawet nie była zorbowska „ piękna katastrofa”. Rewolucja a la Zapatero skończyła się totalnym obciachem i upadkiem copycata. Napieralskiego prześcignął nie tylko kieszonkowy Joker, ale również Waldemar „ Pamięć Absolutna z Bajki Robotów” Pawlak z tabletem w dłoni.  Ja jednak mam dług wdzięczności wobec lidera SLD. Zapewnił mi wspaniały widok zmartwionego poligloty zwanego przez posłankę PO seksistą, który gdzieś zgubił swoją codzienną postawę „zjadacza rozumów”. Patrząc na sztab SLD podczas ogłaszania wyborów miałem jedną myśl- to prawdziwa „suma wszystkich strachów”.  No i te łzy Kasi Piekarskiej. Bezcenne. Z Unii Wolności w przepaść. Kariera godna etosowców.

 

Wczoraj niedoszły Zapatero podał się do dymisji. To go łączy z hiszpańskim idolem. Obaj odchodzą w podobnym czasie. To takie porównanie na otarcie łez Panie Grzesiu. Nie jestem i tak równie brutalny jak kolega Siwiec, który wypalił wczoraj, że: „ Grzegorz Napieralski zachował się w sposób odpowiedzialny, uwalniając przyszłość tej formacji od swojej osoby”.  Noc długich noży nastąpiła podobno już z 9 na 10 października.  Od tego momentu wszyscy się zastanawiają – kto?

 

 I odpowiedzi do końca nie ma. Kalisz jest podobno zakochanym w sobie facetem, co ujawnił joker w swojej książce a mesjaszowi trzeba wierzyć, który nie potrafi grać w drużynie. Jednak chwali go Jola Kwaśniewska, która widzi w nim lidera. Mogliby razem jeść bezę. Kalisz chyba jednak woli być gwiazdą medialną ( pamiętacie jego sumo u Szymona Majewskiego?)  niż szefem partii, który musi częściej być za biurkiem niż w poranku Kużniara. Inni wymieniają wypędzonego do Brukseli Wojciecha Olejniczaka, który teraz powraca na białym koniu niczym rycerz. Ciacho ma nawet zakrytą klatę. W końcu w pobliżu stąpa już Robert Bieroń. „Grzegorz Napieralski i cała ekipa ponosi 100-proc. odpowiedzialność za wpadki i błędy w kampanii. Mając ogromne pieniądze ze sprzedaży Rozbrat. Mając wielkie możliwości, ponieśliśmy totalną porażkę”- mówi klon ( troszkę mniej utalentowany jednak bardziej ciachowaty ) Kwaśniewskiego. Olejniczak przebiera nogami by zadać ostateczny cios swojemu niedawnemu pogromcy. Czy czeka na sygnał prezia?



A może lewica czeka jednak na wygłodniałego po przygodzie z zapuszczeniem brody i Lepperem, byłego kanclerza Polski, Leszka Millera? Ten również nie szczędził ostrych słów wobec swojego młodszego kolegi, który przyjął go na listę, ale kazał kandydować nie z Łodzi a z Gdyni, gdzie kanclerz minimalnie wygrał z gejem. To musiał być cios dla stuprocentowego samca i twardziela. Ten inteligentny i zdolny polityk jest głodny krwi i może być gwarancją, że młodzież znów wszystkiego nie spartoli.  A co na to kieszonkowy Joker? On chce rozmawiać z Kaliszem i Kwaśniewskim "O tym, co dalej z lewicą”.  Oby Bóg uchronił naszych odłączonych braci z Rozbrat przed sojuszem z tym konserwatystą, który wpadł do zielonej cieczy w pewnym momencie swojego życia. Albo w sumie zostawmy Pana Boga. Kibicujmy jednak by Leszek Miller dostał wiatru w żagle. Ostatnie lata rządów PO pokazują, że za Millera i Belki wcale nie było tak źle.  Nie sądziłem, że to kiedyś napiszę. Jednak najbliższa kadencja pewnie wymusi na mnie jeszcze parę innych stwierdzeń…będzie wesoło. Czy dla postkomuny również?

 

Łukasz Adamski