Mimo tego, że w Nowym Jorku nie zgodzono się na to by przedstawiciele wspólnot religijnych i kościołów przemawiali w oficjalnej części uroczystości, wszyscy mówcy odnosili się do Boga. Uroczystość miała bardzo chrześcijański wymiar. Ceremonię rocznicową pod Pentagonem zainaugurowała religijna pieśń "Amazing Grace". W Nowym Jorku politycy zamiast politycznych przemów cytowali Pismo Święte. Obama wybrał Psalm 46 : Bóg jest dla nas ucieczką i mocą / Łatwo znaleźć u Niego pomoc w trudnościach / Przeto się nie boimy, choćby waliła się ziemia i góry zapadały w otchłań morza / Niech wody jego burzą się i kipią, niech góry się chwieją pod jego naporem; Jahwe Zastępów jest z nami, Bóg Jakuba jest dla nas obroną.” George W. Bush, który jest szczerze wierzącym chrześcijaninem zrezygnował jednak z religijnej przemowy i zacytował list Abrahama Lincolna do matki, która straciła podczas wojny secesyjnej pięciu synów. List kończy się pięknymi słowami: „Ameryka nigdy nie zostanie zniszczona z zewnątrz. Jeśli przegramy i stracimy nasze wolności, to znaczy że zniszczyliśmy się sami”.  Równie wzruszające było przemówienie bohatera Nowego Jorku, burmistrza tego  miasta podczas ataków, Rudiego Giulianiego, który cytował wspaniałe słowa z Księgi Koheleta: Jest czas rodzenia i czas umierania / czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono/czas zabijania i czas leczenia/ czas burzenia i czas budowania / czas płaczu i czas śmiechu.” Słowa polityków w zestawieniu z porażającym odczytywaniem 3 tysięcy nazwisk i widokiem wodospadu lejącego się w pustą przestrzeń w miejscy wież, robiły piorunujące wrażenie. Przemówienia amerykańskich polityków pokazały również jak sztuczne i niepoważne jest rugowanie religii z przestrzeni publicznej i jak niewiele znaczy poprawność polityczna w zestawieniu z narodową tragedią. Amerykanie pokazali jakim są wspaniałym narodem już 10 lat temu. Przypomniał o tym zresztą dziś Benedykt XVI.

 

Mnie jednak uderzyło podczas uroczystości coś innego. Każdy kto śledzi w minimalnym stopniu amerykańską politykę wie jak poważne oskarżenia padają tam pod adresem polityków. Temperatura sporów jest tak ogromna, że w każdej kampanii padają wobec oponenta nawet takie określenia jak totalitarysta, zdrajca czy komunista (w USA to określenie jest obrazą). „W Teksasie przetrwałem niejedno polityczne starcie. Widziałem zarówno ojca, jak i Clintona, wyszydzanych przez media i przeciwników. Abrahama Lincolna porównywano do pawiana. Nawet Jerzy Waszyngton stał się w pewnym momencie tak nielubiany, że rysowano karykatury, na których ten bohater amerykańskiej rewolucji był prowadzony pod gilotynę”- pisze w swojej autobiografii George W. Bush. Amerykańscy politycy zdążyli się oczywiście przyzwyczaić do obelg jednak nawet Bush zauważył „zanik podstawowych zasad przyzwoitości” podczas swojej prezydentury.  Bez wątpienia ataki na Busha były o wiele bardziej brutalne niż te, których doświadczał śp. Lech Kaczyński.

 

Kilka miesięcy temu Polacy również obchodzili swój 10/04. Półtora roku temu Polacy pokazali taką samą jedność jak Amerykanie po tragicznych atakach z 2001 roku. Zarówno za oceanem jak i w Polsce, jedność ta prysła. W ostatniej dekadzie w USA  również widać było kłótnie, protesty, palenie amerykańskiej flagi i oskarżanie drugiej strony o zdradę. Oczywiście nasz podział nastąpił już kilka dni po tragedii  jednak schemat pęknięcia był podobny . Dzisiejsze uroczystości pokazały, że jego skutki są jednak inne.  Podczas przemówienia nienawidzonego przez prawicę  Baracka Obamy oraz porównywanego przez lewicę  do faszysty, Georga .W. Busha nie było słychać  ani jednego gwizdu. Nikt nie krzyczał o gestapo, zdradzie czy faszystowskim imperializmie chrześcijańsko-żydowskich oszołomów. Nikt nie zarzucał przeciwnikom błędów politycznych i zaniedbań, które doprowadziły do tragedii. Amerykanie byli jednością, co pokazali symbolicznie  stojący obok siebie w zadumie prezydenci USA.  

 

Obchody rocznicy 10 kwietnia pokazały coś zupełnie innego. Nienawiść, pogardę dla bliźniego, szyderstwo ze śmierci i bólu, małostkowość, nieumiejętność wzniesienia się ponad podziałami i obrzydliwe wykorzystywanie narodowej tragedii do walki politycznej. Tak naprawdę różnicę między polską i amerykańską polityką widać niemal w każdych wyborach. 3 lata temu po przegranej batalii prezydenckiej John McCain powiedział, że Obama jest jego prezydentem. 4 lata temu polski prezydent przez kilka dni nie pogratulował nowemu premierowi. I to jest właśnie ta różnica. 

 

Łukasz Adamski