Postawiłem dwa dni temu tezę, że Donald Tusk rozegrał sprawę Wandy Nowickiej, by pokazać Palikotowi, że bez jego poparcia żadne reformy „mesjasza lewicy” nie przejdą. Tym samy przeczołgał również „swoich konserwatystów”, na których spadło zadanie tłumaczenia się ze zmiany poglądów.  Jednak nie można nie zauważyć, że Tusk będzie potrzebował głosów Ruchu Palikota, by przeprowadzić zmiany, na które nie będzie się godził PSL. „Gazeta Wyborcza” ujawnia, że chodzi o przynajmniej dwie reformy: KRUS i emerytur mundurowych. Najprawdopodobniej sprzeciwi się im PSL. Jeśli do tego dojdzie, PO będzie potrzebować głosów Ruchu Palikota, a także SLD, by mogła je przegłosować w Sejmie. Nawiązując do wczorajszej własnej informacji o przygotowaniu trzech wariantów wzrostu gospodarczego (3,2 proc. PKB, 2,5 proc. oraz 1 proc. recesji) minister finansów Jacek Rostowski oznajmił w TOK FM, że niebawem zapowiedziane będą reformy. Patrząc na poprzednie cztery lata rządów PO można się zastanawiać czy nie skończy się jedynie na zapowiedziach. Dziś PO nie ma już straszaka w postaci prezydenta Kaczyńskiego w pałacu. Trudno więc czymkolwiek tłumaczyć własny strach przed reformowaniem kraju.


Patrząc na skład klubu Palikota w Sejmie można podejrzewać, że przewaga w nim przedsiębiorców nad lewicowymi ideologami w postaci Wandy Nowickiej czy Roberta Biedronia może spowodować, że politycy ci będą popierać bardziej rynkowe rozwiązania PO,  jeżeli rząd się na takie w ogóle zdecyduje. Niestety jednak nic nie wskazuje, by Palikotowi chodziło głównie o reformy wolnorynkowe. Po pierwsze buduje on swój wizerunek jako partii lewicowej, a nie libertyńsko-wolnościowej. Konkuruje więc raczej o elektorat z SLD, a nie z Platformą Obywatelską. Na dodatek Palikot, eksponując takich ludzi jak wicenaczelny „Nie”, Biedroń czy Nowicka, pokazuje od pierwszych dni, o co będzie walczył w VII kadencji Sejmu. Lewacki radykał Wanda Nowicka na stanowisku wicemarszałka Sejmu to wybór stricte ideologiczny. Dziś to Tusk pokazał swoją siłę Palikotowi. Czy ten jednak nie będzie chciał się za to zemścić i następnym razem zaszantażuje Tuska czymś poważniejszym? Nie sądzę, by  premier zamierzał godzić się na zdejmowanie krzyża z sali sejmowej. Opłaca mu się odrywać wyważonego obrońcę status quo, który balansuje między „moherowymi” pisowcami i ziobrystami (którzy będą się prześcigać na to, kto jest większym konserwatystą) a lewackim awanturnikiem Palikotem. Trudno również wyobrażać sobie, by Tusk chciał wywoływać awanturę na temat aborcji, która mogłaby go kosztować wojnę z zaprzyjaźnionymi hierarchami i katolikami w samej partii. Myślę, że premier tak długo będzie się trzymał od tego tematu z daleka, jak długo większość Polaków będzie przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych. Jednak jakieś ustępstwa Tusk będzie musiał poczynić. Janusz Palikot nie wejdzie do następnego Sejmu, jeżeli nie przeprowadzi choć cząstki swoich reform, więc będzie grał va banque. Nie ma nic do stracenia. Można się spodziewać, że w takim razie PO poprze legalizację związków partnerskich czy in vitro. Radosław Sikorski podczas prawyborów prezydenckich w PO nazywał się konserwatystą „przez małe k”. Łatwo będzie Tuskowi lansować taki wizerunek swojej partii. Niewiele go on bowiem kosztuje. Tusk dawał zresztą sygnały swoich lekko lewicowych zapędów w poprzedniej kadencji Sejmu. Nie odbiło się to na jego elektoracie. Trudno uwierzyć, by premier teraz nie chciał skorzystać z takich nowych nabytków jak Arłukowicz czy Rosati.


Łukasz Adamski