Przed tymi wyborami postawiłem tezę, że nikt ich tak naprawdę nie chce wygrać. Większość ekonomistów jest zgodna, że przyszły rok może być niezwykle dla nas trudny zaś kryzys finansowy  może być dłuższy niż się nam wydaje. Jest to więc idealna pozycja dla opozycji, szczególnie w momencie gdy ma monopol na punktowanie rządu.  Jarosław Kaczyński od miesięcy rysował taki scenariusz. Jednak popsuł mu go trochę Janusz Palikot, szturmując sondaże i wchodząc ostatecznie do Sejmu jako trzecia siła.  Palikot, przy niezłym wyniku PSL-u i SLD nie musi wchodzić do koalicji z Tuskiem i nadal może walić w rząd jako dysydent, czekając tym samym na wykrwawianie się rządzących. Taka sytuacja jest idealna dla koalicji  bowiem będzie miała do czynienia z nienawidzącą się i skłóconą  opozycją.


Nie wiadomo jednak jak zachowa się zdruzgotane 5 miejscem SLD, które z jednej strony jest wyposzczone brakiem ministerialnych stanowisk, a z drugiej wie, że dając twarz rządom Tuska może stać się przystawką i  zostać połknięte jak LPR i Samoobrona 4 lata temu. Jeżeli jednak SLD zdecyduje się na sojusz z PO to Donald Tusk nie będzie musiał wchodzić w koalicję z Palikotem, który rozdrapał swoją książką kilka ran byłych kolegów z PO. Grzegorz Schetyna z pragmatycznych względów może na jakiś czas wybaczy wiele swoim oponentom , jednak po morderczym konflikcie z „mesjaszem lewicy”, jakoś wątpię by doszło między nimi nawet do medialnego porozumienia. Naturalnym kandydatem na koalicjanta pozostaje oczywiście PSL, który przyzwyczaił się już do 4 letnich rządów i nie odpuści kolejnych lat by poobsadzać swoimi ludźmi czegokolwiek się tylko da. To jest w końcu terenowa siła tego niezatapialnego ugrupowania.  „ Oni nie mają nawet pięty achillesowej”- jak mawia mój znajomy.


Jarosław Kaczyński pokazał wszystkim swoim krytykom, że wciąż w nieprawdopodobny sposób czuje politykę i wbrew obiegowym opiniom ( ja również takie wyrażałem), że porzucenie łagodnego wizerunku z kampanii w 2010 roku doprowadzi jego obóz polityczny do klęski, odniósł spory sukces.  Okazuje się, że wyborcy chcą prawdziwego Kaczyńskiego a nie sztucznie wykreowaną kukiełkę, która chwali Gierka i Oleksego . Jak już pisałem, PiS jest obecnie w komfortowej sytuacji bycia opozycją w czasach kryzysu. Jednak nawet gdyby partia Kaczyńskiego te wybory wygrała i tak szybko by ją spacyfikowano.  Wówczas mielibyśmy do czynienia z mobilizacją swoistego  „Komitetu Ocalenia Publicznego”, który na czele z prorządowymi mediami, autorytetami moralnymi i politykami wszystkich opcji ratowaliby kraj przed „władzą faszystów”. Jednak wtedy do koalicji zaproszony zostałby Janusz Palikot, który wraz ze swoimi byłymi pryncypałami głosiłby, że Kaczyński nawet jak wygrywa wybory nie umie zmontować koalicji.  Postawię nawet kontrowersyjną tezę, że porażka Kaczyńskiego w momencie gdy różnica między „wielką dwójką” wynosi kilka procent, w pewnym stopniu  służy  Polsce. Donald Tusk nie musi bowiem wchodzić w koalicję z Januszem Palikotem, który trzymałby  premiera w szachu. Palikot w koalicji oznaczałoby stanowiska dla jego zapaterystów. A to prowadziłoby do znacznego przechyłu PO w lewo. Szczególnie, że Palikot zawiązałby  z pewnością sojusz z drugim koalicjantem Tuska, SLD. W takiej sytuacji wolałbym już koalicję PO-PSL, która była bardzo umiarkowanie konserwatywna a przynajmniej starała się zachować status quo.


Janusz Palikot rzucił rękawicę SLD i pogrążył Grzegorz Napieralskiego, który zostanie pożarty przez swoich wrogów partyjnych.  Można śmiało powiedzieć, że on również wyszedł z wyborów z tarczą.  Jednak jego wesoła partyjka w trudnych latach kryzysu finansowego nie będzie raczej  przeciągała na swoją stronę wyborców. Dla Polaków ważniejsze są jednak kwestie socjalne niż prawa gejów i aborcja. Przyszła kadencja Sejmu będzie jednak  fascynująca. Nie tylko z powodu tęczowej Samoobrony, która będzie próbowała dokonać pierekowki dusz, ale również głębszej polaryzacji naszej sceny politycznej, która została podzielona między PO i PiS. Zanosi się na to, że prędzej czy później lewicowo-liberalne formacje zostaną wchłonięte przez PO. Prawo i Sprawiedliwość  zawłaszczyło już zaś całą prawą stronę sceny politycznej i nie zanosi się by ktokolwiek wyrósł  tej partii  na konkurencje.  Szkoda , że PJN  nie dostanie subwencji na dalszą działalność bowiem takich ludzi jak Paweł Kowal brakuje w polityce i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wejdą oni w jakąś koalicję z Prawem i Sprawiedliwością.


Wynik  Kaczyńskiego oznacza, że Polacy nie dają się do końca nabrać na medialną papkę, która w bezwstydny sposób kreowała Donalda Tuska na męża stanu i cudotwórcę. Jednak niemal 9 procentowa przewaga PO powinna dać do myślenia.  Sukces Palikota pokazuje natomiast , że można minimalnie zrobić szczelinę w naszej zabetonowanej scenie politycznej , która wygląda coraz ciekawiej.  Musimy jednak uzbroić się w cierpliwość przez następne kilka lat i znosić nieudolne rządy Tuska. A może jednak teraz premier weźmie się choć w minimalnym stopniu  do pracy by choć troszeczkę zmieniać Polskę? W końcu premier ma znów z kim przegrać. A to motywuje. Nadzieja umiera ostatnia.

 

Łukasz Adamski