W „Życzeniu Śmierci ,które miało chyba z 7 odsłon, więc współczuję wrogom Kaczyńskiego, Charles Bronson wciela się w postać inżyniera- mściciela, który robi porządek w mieście po tym jak bandyci zamordowali mu żonę i zgwałcili córkę. Policja jest bezradna wobec narastającej przestępczości zaś państwo wygląda jak nieuzbrojony cieć, który porywa się z miotłą na gangstera z kałachem. Sprawy w swoje ręce więc bierze zwykły człowiek, który nie może doczekać się sprawiedliwości i egzekwowania prawa. Nie byłem wczoraj na Krakowskim Przedmieściu, nie byłem tam rok temu. Mieszkam w Olsztynie i rzadko pojawiam się w stolicy. Swoją wiedzę na temat tego co działo się pod Pałacem Prezydenckim opieram na tym co czytam w mediach. I jeżeli pominę ten portal, niezalezna.pl czy wpolityce.pl to jest to obraz przerażający.
- To są straszne słowa. Wróg ani przeciwnik nie zdradza, zdradzają swoi. To jest straszny język takiej werbalnej wojny domowej i język całkowitej delegitymizacji władzy demokratycznej, co Jarosław Kaczyński systematycznie robi od wyborów - powiedział w radiu ZET prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar. - Widziałem mściciela, nie widziałem wczoraj zupełnie człowieka cierpiącego. Widziałem człowieka, który chce się zemścić, i który chce dla siebie i dla brata miejsce w historii- dodał Smolar. Podobnego zdania jest „wicemichnik” Jarosław Kurski, który pisze dziś w GW, że Kaczyński „ Podeptał uczucia rodzin ofiar, które po ludzku wzywały do uszanowania tego jednego, jedynego dnia. Zlekceważył nawoływanie Kościoła do skupienia i powagi. Jego partia gremialnie zbojkotowała oficjalne uroczystości, jak gdyby chodziło o wrogie państwo.” Na dodatek według Kurskiego: „nie ma takiej świętości, które PiS by nie przehandlował za powrót do władzy.” Odnoszę wrażenie, że to ostatnie zdanie powinno się odnosić również do polityków PO sprzed 2007 roku, którzy bredzili o budowaniu dyktatury, Securitate czy wsadzaniu ludzi o 6 rano do więzień. Ale przecież wtedy wolno było być antysystemowy bo systemem była partia Kaczorów. Zresztą czołowi żurnaliści to dziś sami przyznają. „Ziemkiewicz (niegdyś laureat nagrody Kisiela), Mazurek (tu nie potrafię nic dodać, bo nie wiem, kim Mazurek był „niegdyś”), Krasnodębski, Kaczyński… potrafią już tylko fanatyzm własnej wspólnoty narodowej rozbudzać, a kiedy już go rozbudzą, potrafią się tylko przed tym fanatyzmem płaszczyć, bez względu na to, jakie formy przybiera.”- pisze były konserwatysta Cezary Michalski na lamach Krytyki Politycznej. Jednak jakoś ja nie dostrzegam rozbudzania „fanatyzmu” przez Ziemkiewicza czy szczególnie Mazurka. Również nie sądzę by stawianie barierek przez policję przed Pałacem Prezydenckim, które spowodowały przepychankę z posłami PiS-u było spowodowane „fanatyzmem” Krasnodębskiego i Kaczyńskiego.
Mnie również się nie podobały słowa prezesa o „zdradzie o poranku”. Były niepotrzebne. I piszę to nie pierwszy raz. Jednak kurs Kaczyńskiego jest jasny. Okopać się w żelaznym elektoracie i iść po władzę w 2015 roku. I jest on świadomy, że media będą go atakować za jego retorykę, która jest miodem na serce Tuska, który wciąż swoją nieudolność może chronić strachem przed Kaczorem. Niestety tak wygląda nasza polityka i jesteśmy na nią skazani na lata. I dokładnie tak samo działali politycy PO, którzy odmawiali PiS-owi demokratycznego mandatu budując wizerunek partii totalitarnej. Czym się różnią metody Kaczyńskiego od metod Tuska? Ten pierwszy nazywa się Kaczyński. Oczywiście Kaczyński ma dziś asa w rękawie w postaci fatalnie prowadzonej polityki z Rosjanami i kompletnej kompromitacji strony polskiej w kwestii śledztwa w sprawie katastrofy. W demokracji nie wykorzystać takiej karty byłoby samobójstwem. I jakoś mam wrażenie, że gdyby na amerykańskiej ziemi rozbił się Tupolew z prezydentem lewicowym, który wycofałby wojska z Afganistanu to pod ambasadą amerykańską kukły paliliby panowie w arafatkach i z Che na koszulce. A gdyby u władzy wtedy był Kaczyński to na czele komisji śledczej stanąłby poseł Niesiołowski….
Dziennikarze również wiedzą ( oprócz tych odjechanych fantastów), że Kaczyński żadnym zagrożeniem dla demokracji nie jest co pokazały zresztą jego rządy. Jednak jak stworzyło się demiurga to trzeba, prawem sequeli, stopniowo go demonizować. Dziwię się jednak ,że autorytety nazywają Kaczyńskiego „mścicielem”. Każdy kinoman wie, że Bronson w „Życzeniu śmierci” był postacią w gruncie rzeczy pozytywną. I jak prześledzi się różne historię filmowe opowiadające o mścicielach to są oni przedstawiani w nich jako bohaterowie, który muszą pomścić niesprawiedliwość. Porównywanie Kaczyńskiego do Eastwooda, Stallone, Bronsona czy Umy Thurman z „Kill Billa” będzie tylko budowało jego mit jako drugiego szeryfa. I mnie to nie przeszkadza, ale czy dla nich mit jednego z braci to za mało?
Łukasz Adamski
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »