„Elektorat Palikota - w przeciwieństwie do biskupów - nie widzi niebezpieczeństwa w legalizacji związków partnerskich czy liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Nie ma nic przeciwko wycofaniu religii ze szkół i zakazowi udziału duchownych w państwowych uroczystościach. Trzeba oczywiście brać poprawkę na to, że przynajmniej część wyborców RP nie ma pojęcia o szczegółach programu tej partii, jednak hasło radykalnie świeckiego państwa było jednym z bardziej eksponowanych przez jej lidera” - pisze Wiśniewska, która musi pękać z dumy, że "różowy fuehrer" w końcu będzie miał reprezentacje w Sejmie. „Kampania w Kościele kręciła się wokół dwóch kwestii: aborcji i obecności "satanisty" Nergala (pseudonim Adama Darskiego, lidera grupy metalowej Behemoth) w Telewizji Polskiej. Sugestie biskupów, że katolik powinien głosować na kandydata, który gwarantuje "ochronę życia od poczęcia", można było odczytać jako zawoalowane wsparcie dla PiS - jedynej partii, która w całości poparła projekt pełnego zakazu aborcji”- zauważa  „postępowa” publicystka Wyborczej oddelegowana do szerzenia wyższej formy katolicyzmu.


Oczywiście według św. Katarzyny od Michnika sprzeciw wobec zabijania dzieci nienarodzonych, który jest wpisany w naukę Kościoła katolickiego i wynika z przykazania, które dał na sam Pan Bóg (nie jego wersja promowana przez  nowoczesnych teologów, którzy wypaczyli sens II SW), jest politycznym zaangażowaniem hierarchów naszego Kościoła. Szkoda, że Wiśniewska nie oskarżyła o kolaborację z Kaczorem papieża Benedykta XVI-go, który również głosi, że ludzi zabijać nie wolno i nie ważne czy mają oni 30 lat czy są w prenatalnej fazie rozwoju. W końcu papież nie należy do tego fan klubu Jezusa z Nazaretu co Pani Katarzyna. Zresztą w jednym z wywiadów, ucywilizowany przez GW, były oszołom niemal wrzucił do obozu Kaczora rzecznika prasowego Watykanu ks. Lombardiego, który powiedział coś będącego nie po linii partii miłości. Duchowni z Watykanu i ich przedstawiciele w Polsce nie dorośli do palikotyzacji. Nawet ten jeden niezaczadzony PiS-em nie jest nią zachwycony, choć „tragedii nie widzi”.


„PiS wyborów nie wygrał, na dodatek Kościołowi wyrósł wróg znacznie potężniejszy niż traktowana niechętnie przez znaczną część Episkopatu Platforma. Dla setek tysięcy wyborców Palikota nie jest ważne, by z Kościołem "dobrze żyć". Możliwe zresztą, że będzie to coraz mniej istotne również dla PO, jeśli Donald Tusk spełni zapowiedzi, że "rząd nie będzie klękał przed księdzem” - pisze triumfalnie Wiśniewska, która dodaje, że fronda.pl piórem Terlikowskiego już zapowiedziała do utworzenia kordonu sanitarnego wokół posła z Biłgoraja. Wiśniewska ma rację pisząc, że Kościołowi wyrósł wróg. W końcu Wyborcza swoją wieloletnią polityką sama przyczyniła się do stworzenia infantylnego i rozwydrzonego elektoratu, który gotowy jest oddać głos na miejską „Samoobronę przed Jezusem”. Trudno nie odtrąbić sukcesu. Zgadzam się, że Palikota trzeba w pewnym stopniu separować by nie zrobił wody z mózgu kolejnym gorzej wykształconym ludziom. Jednak w dłuższej perspektywie Palikot nie jest jakimś wielkim zagrożeniem. Kościół poradził sobie z groźniejszymi wrogami. W walce z Palikotem chodzi raczej o ochronę ofiar jego demagogii i populizmu. Tak naprawdę wystarczy wypuścić pretorian Palikota na ulicę podczas jakiejś pielgrzymki papieża. Ich argumentem mogą być gołe pośladki albo kopulacja z niedźwiedziem. Widzieliśmy to przecież w Hiszpanii dwa miesiące temu. Wiem, że Pani Katarzyna i jej koledzy z fan kluby Jezusa z ulicy Czerskiej czekają na swojego mesjasza. To chyba jednak jeszcze nie ten, mimo zapewnień ”Newsweeka”. A może jednak ten? Tym gorzej dla was.    

 

Łukasz Adamski