Oglądałem wczoraj klasyczny czarno-biały film z lat 50-tych. Kobiety w nim były tajemnicze, niedostępne, ale równocześnie wyzywające. W żadnym momencie obrazu nie widzimy niewiasty nawet w biustonoszu. Pocałunki trwają zaś dosyć krótko, ale w odstępach by złamać obowiązujące wówczas przepisy mówiące ile może trwać pocałunek na ekranie. Tak było w erze Kazana i Hitchcocka. Mija kilkanaście lat i Hollywood przełamuje tabu by w końcu w latach 90-tych pokazać przez ułamek sekundy miejsce intymne Sharon Stone. Jednak granica przesuwa się dalej. Chloe Sevigny wykonuje kilka lat temu na ekranie seks oralny pokazany w pornograficzny sposób na Vincencie Gallo. Europa jest o krok dalej od USA. Powstaje pornograficzne  „9 songs”, pretensjonalna francuska „Intymność” ma być współczesną wersją „Ostatniego tanga w Paryżu”. W „Zgwałć mnie!” aktorki przy maksymalnych zbliżeniach robią fellatio aktorom. Wszystko oczywiście dla sztuki. Porno weszło do artystycznego, europejskiego kina. Ku uciesze feministek, które raczej ograniczają swój protest przeciwko tym prawdziwym filmom dla dorosłych.  Nie protestują rzecz jasna przeciwko gejowskiemu porno. Tam przecież nikt nie przymusza ładnych chłopców ( albo takich z wąsem jak Mercury) do obnażania się na ekranie. Oj nie. To byłaby dyskryminacja. Artystyczne fabuły z ujęciami porno to nie porno. To sztuka. To penis na krzyżu. To „Imperium zmysłów”. To wyzwolenie cipek w sposób cywilizowany.


W ostatnim swoim teledysku Rihanna uprawia seks z kilkoma facetami. Gangbang a la MTV lubi również Lady GaGa i Britney Spears. Nicole śpiewa by mężczyźni położyli na niej swe ręce i ją pieścili. Lill Kim wprost rymuje, że zrobi dobrze paru „czarnuchom”. Jest ok. Dziewczyny same tego chcą. Są wyzwolone. Dziękuję wam, feministki. Dziękuję wam, nie tylko za to, że kobiety dostają wiele zielonych by potrząść o 10 rano przed moimi oczami swoimi pięknymi pośladkami. Dziękuję również za to ,że niezależne i wyzwolone kobiety nie boją się pokazać mi swoich wdzięków zrzucając patriarchalne biustonosze. Dziękuję wam za ukraińskie feministki i dziewczyny z PETA. Dziękuję za seksowne mecze tenisa i coraz bardziej wyzwolone ciuszki na plaży. Thank you. „Celem autorów jest oswojenie grozy, którą wokół kobiecej płci tworzą z jednej strony fundamentalizmy religijne, z drugiej - masowa kultura gwałtu, przemocy i uprzedmiotowienia. „Księga cipek” jest inna. Zabawna i edukacyjna na modłę skandynawską, gdzie liczy się zdrowie, radość i roztropność. Dziewczynki są adresatkami, ale i współautorkami książki, bo ich opinie, pytania i zwierzenia zajmują tu sporo miejsca. Zaciekawienie doznaniami ciała, lęki i wyobrażenia o seksie i miłości za sprawą autorów przeistoczyć się mają w poczucie integralności, bezpieczeństwa i samoakceptacji. Trudne zadanie. Cipka to tabu. Za sprawą procesu socjalizacji dziedziczącego po wiekach produkowania winy i wstydu u dziewczynek sama chęć nazwania i narysowania cipki zdaje się pomysłem wywrotowym. Znajdziemy tu wiadomości o starożytnych wierzeniach, o mocy i nieczystości krwi menstruacyjnej, o praktykowanym w niektórych kulturach okaleczaniu dziewczynek i kobiet, o punkcie G, o płodności. Na każdej niemal stronie widać bohaterkę książki Gunilli Kvarnström w spiczastym kapturku na głowie. Dla pasjonatek masturbacji zadziwiająca feeria określeń zgromadzona w rozdziale „Ręce na kołdrze”- pisze feministka Kazimiera Szczuka o arcydziele „Wielka księga cipek”. W imieniu mężczyzn, dziękuję Ci, Kazio Szczuko za wyzwolenie cipki. Zapewniam ,że z niego korzystamy.


Dzięki wyzwoleniu cipki możemy dziś do woli sypiać z „wyzwolonymi” kobietami, z którymi nie trzeba już się zaręczać i żenić. Nie musimy im nic obiecywać i nawet zabierać na kolacje. Nie musimy za nic płacić. Dzięki. W końcu możemy bez żadnych konsekwencji dawać czadu na dyskotekach i po wyjściu na miasto. Cipka została wszakże wyzwolona przez inną feministkę- Gretkowską. I to w jaki sposób!  Wąchanie wyziewów starca, jedzenie mózgu po seksualnym akcie, seks w najbardziej perwersyjnych pozach. Słowem- libertyńskie wyzwolenie Julietty z „Historii występku”. Szamanka w transie podnieca. Dziękuję wam, feministki. Klasyk mawiał, że feministki to agentki mężczyzn. Oglądając MTV czy przeintelektualizowane  i sfeminizowane „francuskie kino”, naśladowane sztucznie przez jankesów zaczynam wierzyć w to hasło. Kocham was za to feministki. Szczerze i dogłębnie. Dziękuję!


Żałuję, że niewypałem okazały się wasze parytety na listach do Sejmu. Po waszym lobbingu partie obsadziły paniami prawie 44 proc. wszystkich miejsc. W nowym Sejmie zajmą jednak niespełna 23 proc. ław poselskich. Kobiety wolą głosować na panów. Ja tego żałuję. Również wołałbym u Rymanowskiego oglądać 3 muchy i 2 aniołki. Niestety mam Niesioła, Palikota, Kalisza, Pawlaka i Hofmana. Dobrze, że postępowcy z showbiznesu, którzy na co dzień tak wspierają wszystkie feministyczne akcje, gdy przychodzi do zarabiania kasy wolą jednak oprócz samych walorów głosowych wokalistki pokazać w teledysku jej walory fizyczne. Tak na wszelki wypadek. Trzeba pamiętać o wyzwoleniu cipek.  

 

Łukasz Adamski