W naszym kraju nawet najwięksi i najznamienitsi artyści potrafią odlecieć, gdy ktoś im pomacha przed nosem Kaczorem i jego smoleńską kompanią.  Wojciech Młynarski niedawno oznajmił, że pier….PiS. Trudno zapomnieć różne wygibasy intelektualne Olbrychskiego czy Hołdysa, którzy w imię walki o Polskę potrafili po yntelignecku rzucić mięsiwem. Polski artysta to konformista, który jedzie po tych, których akurat nie lubi salon i autorytety. Widać to nawet wśród artystów  działających w wystylizowanym na  podziemie, trendy-undergroundzie, którzy są do granic możliwości  politycznie mainstreamowi. Bunt naszych aktorów, muzyków czy ludzi znanych z tego,że są znani, jest buntem przeciwko tym, którzy zagrażają władzy. Wojewódzki chwali się nie od dziś, że premier jest jego kumplem. Bardzo to odważne i bezkompromisowe. Jak to nazwać? Kilkanaście lat temu potrafiono.

 

Podczas ostatnich wyborów prezydenckich większość amerykańskich celebrytów poparła Baracka Obamę. Za każdym razem gdy w USA walczy ze sobą prawica i lewica, gwiazdy opowiadają się po stronie tej drugiej. Jednak ostatnie wynurzenia arcylewaka z fabryki snów, Georga Clooneya, pokazały, że w imię postępu niektórzy potrafią przejść samych siebie.   

 

Nowy film politycznie zaangażowanego Clooneya, „Idy marcowe" właśnie otworzył 68. Festiwal Filmowy w Wenecji. Twórca przyznał na konferencji prasowej, że film powstałby już trzy lata temu, gdyby nie Barack Obama. Clonney, który został obsypany nagrodami za swój film „Good night and good luck” o walce dziennikarzy z senatorem Mccartyhym i jawnie antyamerykańską „Syrianę”, teraz zdecydował się opowiedzieć o cynizmie polityków. Jednak  nadzieja i wielka obietnica zmiany, jaką w 2008 r. wniósł do świata polityki Obama, sprawiła, że "Idy marcowe" opowiadające o cynizmie kampanii wyborczej wydawały się niepoprawne politycznie i Clooney przerwał realizację obrazu.  


„W 2007 r. zakończyliśmy fazę przedprodukcyjną, ale potem Obama został wybrany na prezydenta. To nie był dobry czas dla takiego filmu” – mówi Clooney. „Wszyscy mieli wtedy dobry nastrój, z nadzieją patrzyli w przyszłość, a nasz film był tak gorzki i cyniczny. Uznaliśmy, że będzie lepiej, jeśli poleży trochę na półce”- dodaje. Teraz, gdy zmiana Obamy okazała się ponurym żartem socjalistycznego mitomana, celebryta zdecydował się pokazać swój film światu. „To wyjątkowo trudne czasy dla rządzącego, bez względu na to po czyjej jesteś stronie, ale wierzę, że uda się wszystko naprawić. Jestem optymistą. Cynizm wydaje się dziś zwyciężać nad idealizmem, ale jestem pewien, że to się zmieni” - dodaje Clooney, który oczywiście szybko poinformował o swoim „łubudubu” dla "nowego Kennedy'ego" i zapewnił o tym, że sam nie pójdzie w ślady Ronalda Reagana, o co pytają go co jakiś czas żurnaliści. „W tej chwili w Białym Domu mamy człowieka, który prawdopodobnie jest mądrzejszy od wszystkich polityków, jakich znamy”- dodał aktor, którego słowa cytuje "Polska The Times”.

Jak widać Barack Obama i jego nadzieja zmiany są tak silne, że artyści potrafią się sami ocenzurować. Jest to pewna nowość w Hollywood. Jednak po doświadczeniach z neokonserwatystą Georgem W. Bushem, który według takiego Stone'a jest gorszy niż Stalin, nie można się było spodziewać niczego innego. Za drzwiami stoi w końcu, były zastępca Busha z Teksasu, gubernator Rick Perry z coltem w ręku. Clooney może swój film przedstawić jako satyrę na prawicę. Egzaltowana publiczność i to kupi.

Ciekawe czy Donald Tusk ma choć w promilu taką umiejętność manipulowania mózgami filmowców i celebrytów? Na razie nic nie wiadomo by ktoś zarzucił produkcje filmu dla dobra naszego zbawcy. Jednak skoro umiał on tak wystraszyć Młynarskiego, że ten zapomniał o swoim imagu to może i czas na to, że….zaraz….właśnie mi się przypomniała konferencja wyborcza Bronisława Komorowskiego i tercet Wajda-Olbrychski-i ten żenujący komik z brodą. Przecież oni pokazali jak artyści potrafią być bezkompromisowi i niezależni. Cóż, przynajmniej to ich łączy z Hollywood. No i Angelina Jolie. 

 

Łukasz Adamski