Walka z Witalijem Kliczką będzie najważniejsza w Pana karierze?


- Zaskoczę pana, ale to trudne pytanie. Każda walka, jaką dotychczas stoczyłem, była ważna, bo wniosła coś do mojego życia. Coś mi dała, stanowiła jakiś przełom. Z Witalijem powalczę o trzeci mistrzowski pas w trzeciej kategorii, najpoważniejszej, najbardziej prestiżowej. I patrząc z tej perspektywy, mogę powiedzieć, że faktycznie będzie to starcie szczególne. Trzeba też pamiętać o całej otoczce, oczekiwaniach, atmosferze i miejscu, w jakim wyjdziemy na ring.

 

Do starcia pozostały już niespełna dwa miesiące, niewiele. Czuje Pan coraz większy dreszczyk emocji, czyli myśli o Kliczce tuż po przebudzeniu, w ciągu dnia, przed snem?

 

- Gdybym tak robił, to pewnie bym zwariował (śmiech). Ale mówiąc poważnie, nie ma nawet szans, abym o nim zapomniał. Gdy budzę się rano, to wiem, że zaraz pójdę na pierwszy trening. Spać chodzę odpowiednio wcześnie, by należycie się zregenerować. Wiem, że czeka mnie wieka walka i wielkie show. Ale czy odczuwam dreszczyk? Nie. Mam bowiem świadomość tego, co muszę zrobić, by we wrześniowy wieczór zejść z ringu z mistrzowskim pasem. Przede wszystkim proszę Boga o zdrowie, bym mógł godnie przygotować się do starcia. Jeśli będę zdrów, to na każdym treningu pomnożę te talenty, które otrzymałem, i zwiększę szanse na sukces.

 

Zakończył Pan już pierwszy etap przygotowań, po krótkiej przerwie wyruszył Pan do miejscowości Bushkill, by tam przejść ostateczne szlify. Na razie wszystko przebiega według planu?

 

- Zacznę od tego, że ta przerwa nie oznaczała wolnego. Trenowałem dwa razy dziennie, intensywnie, mocno, bo na wakacje nie mogę sobie pozwolić. Na te przyjdzie czas jesienią. Dotychczasowe zajęcia były żmudne, ciężkie, polegały na przenoszeniu ton żelastwa i wylewaniu litrów potu. Ale tylko w ten sposób mogłem osiągnąć zamierzone cele, czyli wzmocnić mięśnie nóg, rąk, brzucha itd. Przy okazji sporo pracowaliśmy nad taktyką. Trener Roger Bloodworth rozpracowywał Kliczkę, pokazując mi, jak Ukrainiec się zachowuje, co robi, na co muszę uważać. Wchodząc na ring, będę dzięki temu wiedział, jak unikać jego ciosów. Pracy było mnóstwo, tydzień za tygodniem mijały i przepływały jak rzeka. I to się nie zmieni aż do września.



Co takiego ma Bushkill, że wybrał Pan je na swoją bazę?

 

- Wszystko, czego potrzebuję. Czuję się tam trochę jak na wsi, jest mnóstwo lasów, po których można swobodnie biegać. To góry, a ja jestem góralem. Tamtejszy mikroklimat doskonale wpływa na mój organizm, pozwala mi wypracować pożądaną wytrzymałość. W Bushkill przygotowywałem się do walki z Kevinem McBride´em, czułem się podczas niej świetnie, a po zakończeniu w ogóle nie byłem zmęczony. Poza tym znajduje się blisko mojego domu, zawsze w niedzielę mogę zobaczyć się z rodziną. Na przygotowania do walki potrzebuję miejsca spokojnego i przyjaznego. Tam takie znalazłem.



Pokona Pan Kliczkę?

 

- Muszę, to moja droga, moje przeznaczenie.



Niedawno z drugim z ukraińskich braci, Władimirem, próbował wygrać David Haye, bez powodzenia. Czego zabrakło Brytyjczykowi?

 

- Trudno mi go ganić, mówić, co zrobił źle, byłoby to nie fair. Myślę jednak, że nie do końca potrafił użyć jedynego sposobu, który mógł przynieść mu zwycięstwo - nie zadawał wielu ciosów. Gdy walczysz z dużym facetem, większym od siebie, musisz atakować, wyprowadzać mnóstwo ciosów, by go zmęczyć. Tymczasem w Hamburgu Kliczko szybko ustawił pojedynek na swoich warunkach, nie pozwolił Davidowi złapać właściwego rytmu.



Wszyscy patrzyliśmy na ten pojedynek przez pryzmat czekającej Pana walki, Pan zapewne też. I jakie wyciągnął Pan z niego wnioski?

 

- Witalij walczy podobnie jak brat, ale ja nie walczę jak Haye. I w tym tkwi różnica, ogromna. David jest pięściarzem bardziej defensywnym, "tańczącym" przed rywalem, próbującym zadać jeden cios. Ja stosuję inną taktykę i na pewno inaczej powalczę we wrześniu.



Haye przed walką krzyczał, obrażał, wywoływał skandale. Szanuje Pan takich pięściarzy?

 

- Nie mnie oceniać, nie jestem od tego. Każdy ma swoją wizję budowania kariery, David w ten sposób próbuje robić wokół siebie szum. Może gdyby tak bardzo nie skupiał się na krzyczeniu, byłby potem efektywniejszy. Zawsze powtarzam, że siłę czerpię od Pana Boga. Słowa w tym fachu nie są istotne, to pięści mają mówić na ringu. Dlatego staram się walczyć jak gladiator, a nie mówić za dużo na konferencjach.



Jaki jest Pana sposób na Kliczkę?

 

- Jedenaście tygodni ciężkich treningów, podczas których pracuję nad przygotowaniem fizycznym, taktycznym i mentalnym. To moja recepta na sukces. A jeśli chodzi o szczegóły, to proszę wybaczyć, nie mogę ich zdradzić, o pewnych rzeczach przekona się pan we wrześniu. Mogę tylko powiedzieć, że to ja muszę być niewygodny dla Kliczki, nie on dla mnie.



Często Pan powtarza, że boks to szermierka na pięści. Tymczasem Witalij z szermierza ma niewiele, bardziej przypomina skałę.


- No tak, ale swego zdania nie zmienię. Boks to szermierka, zajęcie dla ludzi myślących i sprytnych. Cała sztuka polega na tym, by zadać cios, jednocześnie nie przyjmując uderzenia od przeciwnika. Brzmi prosto, ale w ringu nieustannie trzeba kombinować, obserwować rywala, wyprzedzać jego ruchy. Trzeba być silnym, to nie budzi wątpliwości, ale też trzeba mieć mocną psychikę, być cierpliwym, opanowanym. W walce z Kliczką decydującą rolę odegra szybkość. Witalij jest większy ode mnie, zadaje silniejsze pojedyncze ciosy, ale jeśli będę szybki, nieuchwytny, to go zmęczę. Dlatego tak ciężko pracuję nad wytrzymałością.

 

21 maja 2005 roku - z czym kojarzy się Panu ta data?

 

- Jak to z czym? Tego dnia zdobyłem swoje pierwsze mistrzostwo świata! (śmiech)



Myślał Pan wówczas, że sześć lat później będzie Pan mieszkał w USA i przygotowywał się do walki o pas w kategorii ciężkiej?

 

- Wie pan, widocznie takie jest moje przeznaczenie i taką drogę dla mnie wyznaczył Pan Bóg. Ale czy się spodziewałem? Wtedy w 2005 r. walczyłem w innej kategorii, ważyłem kilkanaście kilogramów mniej, musiałem ściśle pilnować diety, ale miałem podobne marzenia. I w podobny sposób do nich zmierzałem. Piękne w życiu jest jednak to, że bywa nieprzewidywalne, że potrafi zaskakiwać. Niewielu może wie, ale zapowiadałem się na całkiem niezłego piłkarza, mogłem pracować w wyuczonym zawodzie mechanika sprzętu AGD. Pan Bóg miał wobec mnie inne plany, dał mi talent do boksu i staram się go pomnażać. Nigdy jednak nie sądziłem, że mogę mieszkać w USA, tymczasem razem z rodziną znaleźliśmy tu swój drugi dom. Ale nie zapomnieliśmy, skąd pochodzimy i gdzie tkwią nasze korzenie.



Walka z Briggsem otworzyła Panu drzwi do wielkiej kariery, stała się jednocześnie legendą. Ze starciem z Kliczką będzie podobnie?

 

- Przekonamy się, wierzę w to. Wracając jednak na chwilę do potyczki z Briggsem, była to jak do tej pory zdecydowanie największa i najtrudniejsza walka w moim życiu. Cztery tygodnie przed nią złamałem nos, byłem cały spuchnięty, wdała się jakaś infekcja. Nie byłem w stanie normalnie trenować, ale zaufałem Bogu. Modliłem się, odmawiałem codziennie Różaniec, prosząc o siłę i wytrwałość. Do ringu wyszedłem w pozornie przegranej sytuacji, na dodatek zaraz na początku starcia Briggs złamał mi nos po raz kolejny. Ale wygrałem, postawiłem wszystko na jedną kartę i ani na chwilę nie straciłem wiary. Wiem dobrze, że jeśli żyje się z Bogiem, poświęca Mu czas, On obdarza potrzebnymi łaskami.



Taka wiara, przenosząca góry, pomoże przeciw Kliczce?

 

- Nigdy nie proszę Boga o wygraną, tylko o spokój, cierpliwość, zdrowie. Modlitwa dawała mi siłę i poczucie bezpieczeństwa przed wszystkimi walkami i tak będzie również we wrześniu. Jestem wojownikiem, mam Boga w sercu, to moja siła. Wierzę, że po pięknej i czystej walce zdobędę kolejny mistrzowski pas. To moje marzenie. Moje przeznaczenie. Wiem, że nie będę faworytem, tak przynajmniej sądzi większość komentatorów. I przyznam, że to mi odpowiada i jeszcze bardziej motywuje do ciężkiej pracy. Z całym szacunkiem, ale wszelkimi spekulacjami nie zawracam sobie głowy, robię swoje i wierzę, że udowodnię, iż miejsce Adamka jest na szczycie królewskiej kategorii.



Dziękuję za rozmowę.

 

Tomasz Adamek - polski pięściarz, były mistrz świata federacji WBC w kategorii półciężkiej i IBO w wadze junior ciężkiej. W październiku 2009 r. zrzekł się mistrzowskich pasów, przechodząc do królewskiej kategorii ciężkiej. 10 września stanie naprzeciw ukraińskiego czempiona Witalija Kliczki w pojedynku, którego stawką będzie mistrzostwo świata WBC. Na zawodowym ringu stoczył 45 walk, 44 wygrał. Jest osobą głęboko religijną, na początku lipca brał udział w XIII Pielgrzymce Rodziny Radia Maryja do Amerykańskiej Częstochowy.

 

 

JW/Nasz Dziennik