Ksiądz Arcybiskuup Józef Michalik bardzo trafnie zdiagnozował dzisiejszą sytuację katolików w przestrzeni medialnej. Przypomniał ostatnie ataki na Kościół, księży oraz antyklerykalną tendencję środowiska Gazety Wyborczej. Bardzo ciekawy wywiad, potrzebny w okolicznościach coraz częstego zapominania przez katolików czym jest zło!

 

 

Czy ambona jest nadal skutecznym miejscem ewangelizacji?

 

- Jest miejscem podstawowym, bo pełni swą misję ewangelizacyjną we wspólnocie wierzących, zgromadzonych w imię Jezusa. Słowo Boże ma w sobie dodatkową siłę, jeżeli jest przekazywane osobiście. Przekaz bezpośredni wiąże się też z nadzieją i z możliwością osobistego świadectwa. Ten, kto mówi, daje świadectwo swojej wierze. Nie sądzę, aby można było ten bezpośredni kontakt kiedykolwiek zastąpić.

(...)

 



Obecnie przeciętny Polak spędza prawie 3 godziny dziennie przed telewizorem (dane OBOP) wobec jednej godziny tygodniowo obecności w kościele, kiedy bezpośrednio odbiera treści ewangeliczne - to duża dysproporcja.

 

- Dzieci i młodzież mediom poświęcają jeszcze więcej czasu. To jest dramat, dlatego że przez to zbyt mocno wchodzą w świat wirtualny, nierealny, sztuczny. To jest bardzo niebezpieczne odejście od poczucia rzeczywistości.



Jak zatem wpłynąć na młodego człowieka, aby nie zamykał się w świecie wirtualnym, niestety często naszpikowanym antywartościami? Jak zatrzymać go i ukształtować według tych podstawowych kanonów prawdy, dobra, piękna?

 

- Skorzystać z doświadczenia ludzi, którzy potrafili sobie z tym poradzić. Nie można oczywiście przekreślać tego wirtualnego świata, nowoczesnych technik. Jest to przecież nowy kontynent ewangelizacji, który się przed nami otworzył. Dzisiaj należy wykształcać w sobie umiejętność korzystania z telewizji czy internetu, które są udoskonalonymi środkami komunikacji, ale jednocześnie mają często charakter sofistyczny. Do mediów trzeba podejść z ascezą, należy nauczyć się krytycznego korzystania z nich, nie być biernym i bezkrytycznym odbiorcą. Trzeba nauczyć się też selekcji, potem samodyscypliny. Wszystko po to, aby służyły one rozwojowi, a nie rozkładowi osobowości, pamięci, sposobu myślenia, kontaktu z innymi, realnymi, ludźmi.



Jak Kościół w Polsce poradził sobie z zagospodarowaniem przestrzeni medialnej?

 

- Jesteśmy świadkami tego, że świat nie może sobie poradzić z chorobami, które wywołały nowe środki przekazu, ale nie wolno nad tym biadolić, tylko szukać rozwiązań. Kościół nie odwraca się plecami do tej nowej rzeczywistości, ale ma również doświadczenie, że skromnymi środkami można także wiele zrobić w sprawach ewangelizacji, pozyskania drugiego człowieka czy przekazania prawdy. Współczesne media są niezwykle kosztowne. Składa się na to nowoczesna elektronika, ogromne koszty produkcji programów, wysokie wynagrodzenia pracowników mediów. Jeżeli jeden dziennikarz potrafi niekiedy zarabiać po 50-100 tysięcy złotych miesięcznie, to jak Kościół może sobie pozwolić, żeby zatrudnić sztab ludzi w nowoczesnej telewizji.


(...)
 

Dobry przekaz, o który starają się media katolickie, nie dociera do wszystkich. Przewaga mediów laickich jest miażdżąca.

 

- Może i media kościelne mogłyby w taki sposób przemawiać do tych, którzy pracują w świeckich mediach, aby oni poczuli odpowiedzialność za zrealizowane programy zgodnie z sumieniem. Mamy już dziś przykłady redaktorów, dziennikarzy ze świeckich mediów, którzy odważnie i umiejętnie mówią, że trzeba posługiwać się w życiu prywatnym i publicznym kryteriami prawdy, piękna i dobra, a nie ideologią.



Ksiądz Arcybiskup mówi o niektórych mediach, np. "Gazecie Wyborczej", że są antychrześcijańskie.

 

- Od dawna widzimy, że jest to gazeta antyklerykalna.



Jakie zatem powinno być podejście do takich mediów?

 

- Szacunek i krytycyzm. Oni mają przecież prawo do istnienia i działania jak wszystkie inne pisma, ale trzeba od wszystkich domagać się wierności prawdzie i uczciwości. Inaczej stracą honor i rację bytu. Różne są drogi do pozyskania człowieka. Trzeba zdać sobie sprawę, że redaktor, który tam pisze, bardzo często jest uwarunkowany. To nie musi być wyłącznie jego zła wola i przekonanie, często bez tej pracy znalazłby się po prostu na bruku. On ma rodzinę, którą musi utrzymać. Nie można nikogo potępiać. Natomiast trzeba widzieć, że samo środowisko jest nieżyczliwe, programowo antyklerykalne, i uświadomić sobie, czy ja chcę je popierać, czy powinienem, czy wtedy promuję dobro i prawdę?



A jeżeli osoba duchowna publikuje na łamach takiego pisma, udziela wywiadu - czy nie uwiarygodnia całego przekazu danej gazety?

 

- Jeżeli ktoś idzie tam, aby zwrócić uwagę na kłamstwo, na ideologię czy na tzw. niepełną prawdę, to chyba pełni dobrą rolę. Myślę, że w tej sprawie są różne metody. Osobiście uważam, że są to miejsca, gdzie niekoniecznie mógłbym być słuchany. Nie przekreślałbym jednak ludzi tam pracujących. W tamtym środowisku też są osoby uczciwe, są takie, które zmieniają poglądy, i być może jakiś kontakt z nimi jest potrzebny. Myślę, że oni z czasem zrozumieją i będą się wstydzić wyrządzonego zła, które było źródłem wielu przykrości i ludzkiej krzywdy.


  (...)

Ponad 2 mln 100 tys. osób podpisało się pod protestem do prezesa KRRiT Jana Dworaka w związku z nieprzyznaniem Telewizji Trwam miejsca na multipleksie. Ze strony władzy nie ma żadnej reakcji. Decydenci zignorowali tylu ludzi?

 

- To są fakty. Za jakiś czas pod protestem podpisze się 5 milionów osób. Swój podpis składają nie tylko ci, którzy oglądają Telewizję Trwam, ale również osoby krytycznie patrzące na to, co się dzieje w Polsce.



Jest to reakcja na próbę ograniczenia wolności?

 

- Polacy są bardzo wrażliwi na takie próby. Dlatego ta decyzja Krajowej Rady okazała się bardzo nieodpowiedzialna. Jest to zachęcanie do niezadowolenia społecznego.



Buduje się jedność. Ulicami różnych miast przeszły już 33 Marsze w obronie Telewizji Trwam. W sobotę była wielka manifestacja w Warszawie.

 

- To budzi poczucie odpowiedzialności oddolnej, podmiotowość społeczną.



Konfrontacja władzy z Kościołem odbywa się na różnych polach. Ostatnio rząd przygotował spot propagujący podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia. Pojawia się w nim aktor grający księdza, który jest przedstawiony jako osoba uprzywilejowana. Czy Ksiądz Arcybiskup dostrzega uprzywilejowanie duchownych w kwestii emerytur?

 

- To jest typowa manipulacja. Sam jestem na emeryturze. Te świadczenia są najczęściej najniższe. Ludzie cieszą się już, jeśli otrzymują 1000-1200 złotych. Jasno trzeba powiedzieć, że księża nie są uprzywilejowani. Ubezpieczenia społeczne pochodzą ze składek, które są opłacane. Księża płacą należyte świadczenia od 1990 roku, mimo że przez dziesiątki lat komuny nie mogli być ubezpieczeni ani opłacać składek.



Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia rządową propozycję odpisu podatkowego dla wiernych na rzecz Kościoła, która ma zastąpić Fundusz Kościelny?

 

- Trwają rozmowy, więc nie chciałbym się w tej sprawie wypowiadać. Miejmy nadzieję, że powołane zespoły kościelno-rządowe są wyrazem odpowiedzialności i sprawa znajdzie właściwy finał.



Czy powinien być dokonany bilans tego, co komuniści zabrali Kościołowi po wojnie, co zostało zwrócone, a co pozostaje do zwrócenia?

 

- Jestem spokojny o finanse, dlatego że dobra zabrane czy ukradzione po cichu, prywatnie czy zabrane przemocą i publicznie zawsze na całym świecie znajdą jednakową ocenę i muszą być zwrócone. Rozwiązanie problemu w relacji finansowej Kościół - państwo zostawiamy więc komisjom.



Ważną rolę w dyskusji o finansowaniu Kościoła odegrała dezinformacja mediów. Czy pomogły one stronie rządzącej w podjęciu decyzji?

 

- Szuka się dzisiaj zastępczych tematów. Jest antyklerykalne nastawienie w wielu publicznych mediach, co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Wyciąga się lustracje księży, a utrzymuje się przywileje dla prześladowców. Wystarczy wspomnieć o wysokich emeryturach funkcjonariuszy SB. Niektórzy dziennikarze i politycy powtarzają kłamstwa, nieprawdziwe informacje o ukrywaniu molestowania, a zamyka się oczy na to, że wyprzedano zakłady pracy, że jest wysokie bezrobocie. I niestety, nie szuka się rozwiązań tego problemu. Jak traktuje się rodziny wielodzietne? Jak wygląda etyka pracy? Jak wygląda wsparcie dla małych przedsiębiorstw, na które nakłada się kolejne obciążenia? Jak się rolnika odrywa od ziemi? Jak wygląda zwrot zabranych majątków ziemiańskich? Tego nikt nie rusza dzisiaj, bo to są niewygodne tematy.



Czy w odwracaniu uwagi od tych kwestii pomaga agresywny język ludzi władzy?

 

- Dla mnie jest to termometr mierzący kulturę konkretnych polityków. Obserwujmy polityków i patrzmy, jak się zachowują - oni się promują albo kompromitują. Społeczeństwo musi się oczyścić z tej ekstrawagancji, braku kultury niektórych posłów.



Agresywny język obnaża intelektualną miałkość polityków?

 

- To jest bardzo czytelny znak. Oni się łudzą, że ludzie tego nie widzą.



Czy zdaniem Księdza Arcybiskupa po dwóch latach od katastrofy smoleńskiej można powiedzieć, że państwo zdało egzamin?

 

- Odsyłam do wielkiej dyskusji, która obecnie się toczy. Wielka szkoda, że tej sprawy od razu nie przekazano do międzynarodowych komisji. Dzisiaj jest tak dużo przeciwstawnych teorii, poszlak, zawiedzionych nadziei, bólu w tej sprawie, że myślę, iż dzieje się więcej zła niż dobra.

 

Rozmawiał Dariusz Pogorzelski

 

JW/Nasz Dziennik.pl