- Cierpienia Kościoła trwają i są niejako wpisane w jego istotę, bo Kościół ma dawać świadectwo o Chrystusie, niekiedy świadectwo pełne cierpień i najwyższych poświęceń aż po przelaną krew i śmierć - mówił w ostatnim kościele stacyjnym, bazylice św. Floriana w Krakowie, abp Marek Jędraszewski.

W wygłoszonej homilii metropolita krakowski zwrócił uwagę na postawę Kajfasza, który w imię cynicznych, politycznych kalkulacji skazał Chrystusa na śmierć. - Chodziło o jedno, żeby Chrystus przestał nauczać i dokonywać wielkich czynów w imię swojego Ojca. Chodziło o to, żeby położyć kres Jego dalszej zbawczej działalności. Dla Kajfasza była to działalność jakiegoś oszusta, kogoś kto uważa się za Bożego Syna. Zabrakło mu wewnętrznej pokory, otwarcia, chęci słuchania i pragnienia zrozumienia tego, co znaczy ta cała wielka publiczna działalność Pana Jezusa. Z góry założył, że Chrystus nie ma prawa dalej działać.

Arcybiskup zaznaczył zarazem, że logika Kajfasza i jego podejście do wyznawców Chrystusa było i wciąż jest aktualne. Ponieważ ostatnim rzymskim kościołem stacyjnym jest bazylika św. Jana przy bramie Latyńskiej, metropolita przywołał postać cesarza Domicjana, sprawcy wielu cierpień chrześcijan oraz samego św. Jana. Ów cesarz obwołał się synem bożym i nakazał oddawać sobie boską cześć. Zgodzili się na to wszyscy, oprócz chrześcijan, którzy w zamian doświadczyli szczególnie okrutnych prześladowań.

- Cesarz uznał, w imię tego samego politycznego myślenia, w imię tej samej logiki, że w takim razie trzeba chrześcijan wytępić. Trzeba ich zgładzić, bo świat cesarstwa rzymskiego ma pozostać jednolity w tym sensie, że ma być światem pogańskim. I nie wolno sobie pozwolić na to, żeby jakaś sekta, jak wtedy sądzono, nie chciała uznać boskości cesarza.

W ramach tych prześladowań , jak tłumaczył arcybiskup, został uwięziony także św. Jan Apostoł. Miał ponieść męczeńską śmierć wrzucony do kotła z rozgrzaną oliwą. Tam jednak dostąpił cudownego ocalenia, nie odniósł żadnego uszczerbku. Został więc wygnany na wyspę Patmos, gdzie pisał Apokalipsę.

- W miejscu, gdzie św. Jan cierpiał, gdzie stał ten wielki kocioł rozgrzanej oliwy, wzniesiono chrześcijańską świątynię, był to także kościół kardynalski ks. kard. Franciszka, a w XVI wieku tuż obok wzniesiono świątynię w kształcie ośmioboku. W tym kształcie, który miał przypominać ów rozpalony kocioł z oliwą. (...) Jest to niewątpliwie jeden z najwspanialszych zabytków renesansu a później baroku rzymskiego.

Arcybiskup podkreślił, że świątynia ta ma dla nas szczególną wymowę.

- Mówi nam o tym, (...) że cierpienia Kościoła trwają, że są niejako wpisane w jego istotę, bo Kościół ma dawać świadectwo o Chrystusie, niekiedy świadectwo pełne cierpień i najwyższych poświęceń aż po przelaną krew i śmierć tych wszystkich, którzy swój los do końca złączyli z losem Pana naszego Jezusa Chrystusa. (...) Nie możemy dzisiaj nie pamiętać o naszych siostrach i braciach, którzy obecnie cierpią dla Chrystusa. I statystycznie rzecz biorąc, kilkunastu z nich właśnie dla imienia Chrystusa oddaje swoje życie. Bo około 300 mln chrześcijan z całego świata jest prześladowanych w imię tej samej logiki i myślenia politycznego: lepiej, żeby Go nie było. Lepiej, żeby ich nie było, bo ich obecność jest wyrzutem dla wielkich tego świata i jest oskarżeniem ich nieprawości. Jest jednocześnie ciągłym, wiernym zwiastowaniem tego Królestwa, którego przyjście swoim nauczaniem obwieszczał Pan Jezus. (...) Królestwa opartego na miłości, na prawdzie, na poświeceniu, na głębokiej wierze, że nie wszystko kończy się wraz ze śmiercią człowieka tutaj na ziemi. Przeciwnie, że ta śmierć dla tych, którzy okazali swoją wierność Chrystusowi aż do końca, staje się bramą do życia wiecznego, bramą dającą siłę, by sprzeciwić się mądrym tego świata i potężnym tego świata.

dam/diecezja.pl