Do tego krótkiego streszczenia opinii MAK trzeba dodać jeszcze jedno. Piloci znajdowali się pod gigantyczną presją generała Błasika, który stał w kabinie pilotów. Komisja przyznała, że nic nie mówił, ale już samo stanie jest traumą, której nie mogli znieść słabowici psychicznie polscy piloci. - W raporcie Millera jest to pośredni nacisk na załogę, ale ja nazwałbym rzeczy po imieniu: bezpośrednia presja. Jeśli stoi za panem pana szef, to jak to nazwać? - wyjaśniali eksperci MAK. Presję jeszcze większą stanowiły słowa „będzie niezadowolony, jeśli nie wylądujemy”.

 

Rosjanie nie pozostawili też wątpliwości, że rosyjscy pracownicy wieży są niewinni, jak polne lilie. Telefony do generała były konieczne, presji nie było, naprowadzanie było doskonałe. Bez znaczenia był też stan lotniska, które wprawdzie nie było do końca sprawne, ale przecież gdyby nie Błasik i Kaczyński, to nic by się nie stało.

 

Opinia MAK nie powinna nikogo zaskakiwać. Rosjanie powiedzieli to, co zwykle i po raz kolejny pokazali, że nie zamierzają pomagać Tuskowi i jego drużynie w tłumaczeniu się z katastrofy smoleńskiej czy z błędów (a może celowych działań), które doprowadziły do tego, że jest niezwykle mało prawdopodobne, byśmy kiedykolwiek poznali prawdę na temat katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. A nawet mocniej Rosjanie postanowili powiedzieć Tuskowi, że teraz to może on pocałować rosyjskiego niedźwiedzia w… łapkę.

 

Rosjanie dostali to, co chcieli, zamotali sprawę dzięki uległości polskiego premiera. Teraz zaś, gdy nie jest im on już potrzebny pokazują w jak wielkim mają go poważaniu, i pokazują, jak traktują partnerów, którzy zamiast być lojalni wobec swoich, są lojalni wobec obcych. I szczerze mówiąc nawet bym się cieszył, że Donald Tusk ponosi konsekwencje swoich wyborów (na całowaniu w łapkę raczej się bowiem nie skończyło). Jest tylko jeden problem: razem z premierem traci Polska. A my jesteśmy coraz dalej od prawdy na temat Smoleńska!

 

Tomasz P. Terlikowski