Pisałem te słowa nad Zatoką Pucką, gdy ciemnych chmur było więcej niż słońca, silne wiatry przynosiły deszcz, wprawdzie przelotny, ale za to ulewny, a temperatura wynosiła rano około 10 st. C. Spotykałem turystów i wczasowiczów, którzy chodzili szczelnie otuleni swetrami czy skafandrami, nawet po plaży, często pod parasolami, nie bacząc na to, że lada moment mogą one zostać porwane przez wiatr.

Niektórzy wyjeżdżali do rodzinnych pieleszy, nie mogąc się doczekać obiecanej na początek sierpnia poprawy pogody. Szukali słońca, możliwości spokojnego wypoczynku i zawiedli się. W starszym wieku człowiek skłonny się staje dofilozoficznych refleksji. Uległem tej skłonności, myśląc, czego to my właściwie szukamy.

W dzisiejszej ewangelii tłumy ludzi szukają Tego, który daje im chleb do sytości. I słusznie. Bez chleba człowiek ginie. Gdy go ma za mało – wegetuje. Przez chleb możemy dzisiaj rozumieć wszelkie dobra materialne potrzebne człowiekowi do godnego życia. Rozumiemy sens troski o to, co ogólnie biorąc, nazywamy chlebem powszednim. Ale ten chleb powszedni, bez względu na to, jak byśmy go rozumieli, nie jest trwały, wreszcie ostatecznie zawsze ginie.

Stąd u wielu rozgoryczenie, poczucie bezsensu i beznadziei. Jezus wchodząc w rozterki ludzkiego serca, pokazuje drogę: szukajcie pokarmu, który nie ginie. A tym pokarmem jest On sam… Kiedy wyraźnie powiedział, że będzie chlebem dla ludzi, wielu odeszło od Niego i już z Nim więcej nie chodziło. A może by dzisiaj zmienić kierunek? Skoro wiemy, że On jest chlebem, który nie ginie, może by właśnie wrócić do Niego?

Leon Knabit OSB | Dziennik Polski