Ogromną burzę wywołały słowa prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który wracając z Chin stwierdził, że Europa powinna uniezależnić się od Stanów Zjednoczonych i unikać wmieszania się w chińsko-amerykańskie napięcia wokół Tajwanu. Francuski przywódca przekonywał, że Europa nie musi przyjmować agendy Stanów Zjednoczonych w sprawie Tajwanu. To właśnie sytuacja wokół wyspy była jednym z najważniejszych tematów rozmowy Emmanuela Macrona z Xi Jinpingiem.

Wypowiedź francuskiego prezydenta w rozmowie z wPolityce.pl skomentował Artur Wróblewski. Amerykanista ocenił, że ocieplanie stosunków z Chinami w momencie, w którym te wspierają prowadzącą wojnę na Ukrainie Rosję jest dowodem, iż Emmanuel Macron „nie potrafi odnaleźć się z polityce zagranicznej”.

- „Wydaje się, że mamy do czynienia z pewną kontynuacją tradycji francuskiej polityki zagranicznej, polegającej na budowaniu swojej pozycji w opozycji do USA, a po drugie w oparciu o swoje egoistyczne interesy narodowe, gospodarcze i polityczne, projekcję siły np. w Afryce, i trzecia rzecz – w opozycji w pewnym sensie do UE”

- zauważył ekspert.

Dodał, że wystąpienie Macrona to przede wszystkim „operacja piarowa dla prezydenta Xi Jinpinga”.

- „To zrobienie z siebie pożytecznego idioty prezydenta Xi i Rosji, ponieważ mówiąc, że konflikt ws. Tajwanu to nie nasz konflikt, to tak naprawdę mówimy, że nie bierzemy odpowiedzialności globalnej za kraje demokratyczne, które podlegają szantażowi kraju autorytarnego. Poza tym Macron wypowiadając się w ten sposób podkreślił, że nie interesują nas Amerykanie, mamy ich w nosie”

- stwierdził.