Resort Barbary Nowackiej pierwotnie chciał wprowadzić „edukację zdrowotną” jako przedmiot obowiązkowy. Wskutek masowych protestów jednak, w czasie kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi ogłoszono, iż przedmiot będzie nieobowiązkowy. Przed uczestnictwem w nim rodziców przestrzega wiele środowisk, w tym Konferencja Episkopatu Polski. Apele skłoniły część rodziców do wypisania dzieci z przedmiotu. Dla innych okazuje się zbyt mało atrakcyjny, by poświęcić na niego dodatkową godzinę w tygodniu. Ostatecznie zainteresowanie okazuje się dramatycznie niskie.

„Gazeta Wyborcza” przytacza opinie uczniów z Liceum Ogólnokształcącego im. Władysława Jagiełły w Ząbkowicach Śląskich, którzy zrezygnowali z dodatkowych zajęć.

- „Przedmiot wnosi uczniom podobne treści (co wychowanie do życia w rodzinie). Z naszej perspektywy to nic nie zmienia. Zmienili nazwę, lekko zmienili formułę i są kontrowersje, a można było tego uniknąć”

- mówi jedna z uczennic.

Dyrektor liceum przyznał, iż „wszystko wskazuje na to, że od października przedmiotu w jego szkole nie będzie”.

Dolny Śląsk nie jest wyjątkiem. Podobnie sytuacja wygląda na Podhalu.

- „Myślę, że wszyscy skupiają się na budzącej kontrowersje kwestii seksualizacji dzieci, bo to tak naprawdę wprowadzanie ideologii”

- powiedział Marta Nędza-Kubiniec, nauczycielka i wiceprzewodnicząca rady powiatu tatrzańskiego.

Większą popularnością cieszą się ograniczane przez MEN lekcje religii. Z uwagi na zainteresowanie uczniów, w gmina Czarny Dunajec przeznaczyła 700 tys. zł na sfinansowanie dodatkowej godziny katechezy.

- „Zainteresowanie edukacją zdrowotną jest niewielkie”

- przyznał burmistrz Marcin Ratułowski.

Wójt gminy Ochotnica Dolna wskazał, że w dwóch z pięciu szkół na terenie jego w ogólne nie odnotowano jakiegokolwiek zainteresowania „edukacją zdrowotną”.