We wczoraj wyemitowanym odcinku serialu dokumentalnego „Reset” ujawniono zatwierdzoną przez ówczesnego premiera Donalda Tuska umowę między rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa a Służbą Kontrwywiadu Wojskowego z 2013 roku, która zakładała „wzajemną pomoc w […] przeciwdziałaniu działalności wywiadowczo-wywrotowej służb specjalnych krajów trzecich, skierowanej przeciwko Federacji Rosyjskiej lub Rzeczpospolitej Polskiej”. Jak wskazują komentatorzy, zapis ten w rzeczywistości zobowiązywał Polskę do donoszenia rosyjskim służbom na sojuszników z NATO.

Z umowy Donald Tusk próbował się dziś wytłumaczyć w czasie konferencji prasowej w Zgierzu.

- „Jeśli chodzi o ten dokument i ten mój podpis, ja mogę państwu pokazać równie imponujący podpis prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdybyście mieli chociaż odrobinę przyzwoitości, to byście pokazali identyczny dokument z 2008 roku podpisany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przez niego ratyfikowany, dotyczący dokładnie tego samego”

- przekonywał przewodniczący Platformy Obywatelskiej.

Następnie stwierdził, że podpisany przez niego dokument miał chronić polskich żołnierzy.

- „A co do meritum tej sprawy. Pamiętacie może jeszcze państwo Nangar Khel, kiedy PiS i minister (Antoni) Macierewicz wystawili polskich żołnierzy na niebezpieczeństwo. Oskarżyli ich. Doprowadzili do skazania. Bohaterów, polskich żołnierzy walczących w Afganistanie”

- powiedział.

- „Ten dokument, o którym mówi telewizja rządowa, to był dokument, który miał wziąć w ochronę i pomóc w bezpiecznej ewakuacji, przetransportowaniu polskich żołnierzy z Afganistanu”

- dodał.