"Kiedy w 1945 r. dotarły do ​​Wielkiej Brytanii wieści o obozach śmierci w okupowanej przez nazistów Europie, Vera Brittain, słynna pisarka pacyfistyczna, utrzymywała, że ​​te okropności były nagłaśniane „przynajmniej częściowo po to, by odwrócić uwagę od spustoszenia w niemieckich miastach dokonywanych przez alianckie bombardowania" - czytamy na łamach Timesa.

W ocenie autorów artykułu działacze na rzecz praw człowieka mogą mieć problem z rozróżnieniem sprawiedliwości i zła.

"Przykładem podobnej tępoty jest Amnesty International, organizacja charytatywna zajmująca się prawami człowieka" - czytamy.

Autorzy wywodzą, że AI, która zarzuca wojskom ukraińskim łamanie prawa wojennego i narażanie cywili, "z determinacją podkopuje wiarygodność" AI. Wskazano ponadto, że Amnesty International stała się "megafonem dla propagandy reżimu Putina".

Times podkreśla, że raport Amnesty International wywołał "powszechną furię".

"Istnieje prawny obowiązek, skodyfikowany w konwencjach genewskich, dotyczący ochrony osób nie biorących udziału w wojnie, a działania monitorujące takich organizacji, jak Czerwony Krzyż i Czerwony Półksiężyc mogą pomóc w jego egzekwowaniu poprzez ujawnienie naruszeń" - wskazują autorzy. Zauważają oni jednak, że jest to zupełnie inna kwestia niż obwinianie ofiar agresji bądź ich zniesławianie.

"Nic dziwnego, że ukraińskie biuro grupy, z którym nie skonsultowano się, potępiło te rzekome ustalenia, podczas gdy rosyjska ambasada w Londynie chętnie je powielała" - czytamy.

Times podkreśla także, że Amnesty International kompletnie nie wzięło pod uwagę faktu, że ukraińskie siły zbrojne walczą na obszarach zamieszkanych przez cywili, ponieważ te właśnie obszary są obiektem rosyjskiego ataku.